Po prostu taki los – historia Kingi, która musiała wybrać między rodziną a własnym szczęściem

— Kinga, ile razy mam ci powtarzać, żebyś nie wracała tak późno? — głos mamy rozbrzmiewał w przedpokoju, zanim jeszcze zdążyłam zdjąć przemoczone buty. Drżałam z zimna i zmęczenia, a mokre włosy przyklejały mi się do policzków. W powietrzu unosił się zapach smażonej cebuli i wilgoci. Zanim odpowiedziałam, spojrzałam na swoje odbicie w lustrze – rozmazany makijaż, czerwone oczy, kurtka przesiąknięta brudną wodą z ulicy.

— Mamo, miałam dzisiaj dłużej w pracy. Szefowa poprosiła mnie o zostanie po godzinach — próbowałam mówić spokojnie, choć w środku wszystko we mnie krzyczało.

— Praca, praca… A kiedy znajdziesz czas na życie? — westchnęła mama, kręcąc głową. — Wszyscy twoi znajomi już mają rodziny, dzieci… A ty?

Zacisnęłam usta. Znowu to samo. Każdego dnia wracałam do tego domu z nadzieją, że może dziś będzie inaczej. Może mama zapyta, jak się czuję, czy jestem szczęśliwa. Ale nie. Zawsze chodziło o to samo: kiedy wyjdę za mąż, kiedy dam jej wnuki.

W kuchni siedział tata, milczący jak zwykle. Przerzucał strony gazety, udając, że nie słyszy naszej rozmowy. Wiedziałam jednak, że słyszy wszystko. Po prostu nie chciał się mieszać.

Usiadłam przy stole i zaczęłam jeść zupę, którą mama postawiła przede mną. Była gorąca i słona od łez, które spływały mi po policzkach. Mama udawała, że nie widzi.

— Kinga, ja tylko chcę twojego szczęścia — powiedziała cicho. — Nie chcę, żebyś została sama.

— Mamo, ale ja nie jestem sama! Mam pracę, przyjaciół… — próbowałam się bronić.

— Praca cię nie przytuli w nocy — przerwała mi ostro.

Wtedy coś we mnie pękło. Odłożyłam łyżkę i spojrzałam jej prosto w oczy.

— Może po prostu taki mam los? Może nie każda kobieta musi mieć męża i dzieci? Może chcę żyć inaczej?

Mama spojrzała na mnie z bólem i niezrozumieniem. W jej oczach widziałam rozczarowanie. Tata odchrząknął i wyszedł z kuchni.

Wieczorem leżałam w swoim pokoju i patrzyłam w sufit. Słyszałam przez cienkie ściany rozmowę rodziców:

— Zobaczysz, jeszcze się ustatkuje — mówiła mama.

— Daj jej spokój. To dorosła kobieta — odpowiedział tata.

— Ale co ludzie powiedzą? Sąsiadka już pytała…

Zacisnęłam pięści pod kołdrą. „Co ludzie powiedzą” – to zdanie słyszałam od dziecka. Zawsze ważniejsze było zdanie innych niż moje własne uczucia.

Następnego dnia w pracy byłam rozkojarzona. Koleżanka z biura, Magda, zauważyła moje czerwone oczy.

— Co się stało? — zapytała z troską.

— Nic… Po prostu taki los — uśmiechnęłam się smutno.

Magda pokiwała głową ze zrozumieniem.

— Wiesz, moja matka też ciągle pyta o ślub i dzieci. Jakby to był jedyny sens życia.

Przez chwilę poczułam ulgę – nie jestem sama w tym wszystkim. Ale potem znów wrócił ciężar: czy naprawdę muszę wybierać między sobą a rodziną?

Wieczorem zadzwonił Bartek – mój były chłopak. Zerwaliśmy pół roku temu, bo nie chciał dzieci ani ślubu, a ja wtedy jeszcze myślałam, że tego właśnie oczekuje ode mnie świat.

— Cześć Kinga… Długo się nie odzywałem. Chciałem zapytać, jak się trzymasz?

Przez chwilę milczałam. Chciałam mu powiedzieć wszystko – o presji matki, o samotności w tłumie ludzi, o tym, jak bardzo boję się przyszłości.

— Jakoś sobie radzę — odpowiedziałam cicho.

Bartek westchnął.

— Wiesz… Czasem myślę, że wszyscy próbują nas zmusić do życia według ich scenariusza. Ale to przecież nasze życie.

Po tej rozmowie długo nie mogłam zasnąć. W głowie kłębiły mi się pytania: czy powinnam wrócić do Bartka? Czy powinnam spróbować żyć tak, jak oczekuje tego mama? Czy może w końcu powinnam zacząć żyć dla siebie?

Minęły tygodnie. Mama coraz częściej milczała przy stole. Tata patrzył na mnie z troską, ale nigdy nic nie mówił. Ja coraz częściej wychodziłam z domu – na długie spacery po mieście, do kawiarni z Magdą, na samotne seanse w kinie.

Pewnego dnia wróciłam do domu późno wieczorem. Mama czekała na mnie w kuchni.

— Kinga… Przepraszam — powiedziała nagle. — Chyba za bardzo cię naciskałam.

Spojrzałam na nią zdziwiona.

— Po prostu się boję… Boję się, że będziesz nieszczęśliwa — dodała cicho.

Podeszłam do niej i objęłam ją mocno.

— Mamo… Ja też się boję. Ale muszę spróbować żyć po swojemu.

Tego wieczoru długo rozmawiałyśmy – pierwszy raz naprawdę szczerze od lat. Mama płakała, ja płakałam razem z nią. Zrozumiałyśmy obie, że szczęście nie zawsze wygląda tak samo dla każdego człowieka.

Dziś wiem jedno: życie nie jest proste i czasem boli bardziej niż zimowa kałuża pod butem. Ale czy warto żyć cudzymi marzeniami? Czy odwaga bycia sobą to naprawdę taki wielki grzech?