Kiedy Moja Córka Wybrała Jego, a Nie Nas: Opowieść Ojca z Rozdartym Sercem

– Kasia, proszę cię, nie rób tego… – mój głos drżał, choć starałem się brzmieć stanowczo. Stałem w progu jej pokoju, patrząc na walizkę, którą właśnie zamykała.

– Tato, muszę. Nie rozumiesz? – jej oczy były pełne łez i buntu. – To moje życie.

Wtedy po raz pierwszy poczułem, jakby ktoś wyrwał mi serce. Zawsze byłem przekonany, że jestem dobrym ojcem. Może nie idealnym – kto jest? – ale starałem się. Odkąd żona zmarła pięć lat temu, robiłem wszystko, by Kasia nie czuła się samotna. Byłem dla niej i matką, i ojcem. Gotowałem jej ulubione naleśniki z serem w niedzielne poranki, pomagałem w matematyce, słuchałem jej zwierzeń o koleżankach i pierwszych miłościach. Myślałem, że mamy więź nie do zerwania.

A potem pojawił się Paweł.

Z początku wydawał się sympatyczny – uprzejmy, trochę nieśmiały chłopak z sąsiedztwa. Ale im częściej gościł w naszym domu, tym bardziej czułem niepokój. Zauważyłem, jak Kasia się zmienia: coraz częściej zamykała się w pokoju, przestała rozmawiać ze mną o swoich sprawach. Znikała na całe wieczory bez słowa wyjaśnienia. Kiedy próbowałem z nią rozmawiać, reagowała agresją lub milczeniem.

Pewnego wieczoru usłyszałem ich rozmowę przez uchylone drzwi:

– Twój ojciec nigdy mnie nie zaakceptuje – mówił Paweł cicho.
– On po prostu nie rozumie… – odpowiedziała Kasia szeptem.

Poczułem się zdradzony. Jakby ktoś podciął mi skrzydła. Przecież chciałem tylko jej dobra! Czy to tak trudno zrozumieć?

Zacząłem obserwować Pawła uważniej. Widziałem jego tatuaże, słyszałem plotki o jego kłopotach w szkole i domyślałem się, że nie jest idealnym kandydatem na chłopaka dla mojej córki. Próbowałem rozmawiać z Kasią:

– On cię wykorzystuje! – krzyczałem pewnego dnia, gdy wróciła późno do domu.
– Nic nie rozumiesz! – odkrzyknęła przez łzy. – Paweł jest jedyną osobą, która mnie naprawdę słucha!

Wtedy pierwszy raz trzasnęła drzwiami przede mną.

Od tamtej pory wszystko zaczęło się sypać. Kasia coraz częściej znikała z domu, przestała odbierać telefony. Zacząłem dzwonić do jej przyjaciółek, szukać jej po mieście. Czułem się bezradny jak nigdy dotąd.

Pewnego dnia zadzwoniła do mnie wychowawczyni Kasi:

– Panie Marku, musimy porozmawiać o zachowaniu córki…

Okazało się, że Kasia zaczęła opuszczać lekcje i wdawać się w konflikty z nauczycielami. Byłem przerażony. Próbowałem rozmawiać z nią spokojnie:

– Kasiu, co się dzieje? Przecież zawsze byłaś odpowiedzialna…
– Może po prostu mam już dość twoich oczekiwań! – wybuchła.

Nie wiedziałem już, co robić. Czułem się jak wrak człowieka. Każdego wieczoru siadałem w jej pustym pokoju i patrzyłem na zdjęcia z dzieciństwa: Kasia na rowerze, Kasia z pierwszym świadectwem z czerwonym paskiem… Gdzie podziała się ta dziewczynka?

W końcu przyszedł dzień, kiedy Kasia oznajmiła:

– Wyprowadzam się do Pawła.

Świat mi się zawalił. Próbowałem ją powstrzymać:

– Jesteś jeszcze dzieckiem! Nie możesz tak po prostu odejść!
– Mam osiemnaście lat! – rzuciła zimno. – Nie możesz mi zabronić.

Widziałem w jej oczach determinację i coś jeszcze – żal? Strach? Może oboje baliśmy się tego samego: że już nigdy nie będziemy rodziną.

Po jej wyjściu dom stał się pusty jak nigdy dotąd. Chodziłem od pokoju do pokoju, szukając śladów jej obecności: zapachu perfum w łazience, niedokończonego rysunku na biurku… Wszystko przypominało mi o niej.

Przez kilka tygodni żyłem jak automat. W pracy ledwo funkcjonowałem, znajomi zaczęli mnie unikać – nikt nie wiedział, co powiedzieć ojcu, którego córka „zeszła na złą drogę”. Nawet moja siostra Basia próbowała mnie pocieszać:

– Marek, daj jej czas. Może musi sama popełnić błędy…
– Ale dlaczego właśnie ona? – pytałem ze łzami w oczach.

W końcu postanowiłem pojechać do Kasi. Mieszkała z Pawłem w małym mieszkaniu na obrzeżach miasta. Drzwi otworzył mi on – spojrzał na mnie nieufnie.

– Chcę tylko porozmawiać z córką – powiedziałem spokojnie.

Kasia wyszła do przedpokoju. Była blada i zmęczona.

– Wszystko w porządku? – zapytałem cicho.
– Tak… – odpowiedziała bez przekonania.
– Tęsknię za tobą – wyszeptałem.

Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w milczeniu. Widziałem w jej oczach ból i tęsknotę za dawnym życiem.

– Tato… ja też tęsknię. Ale muszę spróbować żyć po swojemu.

Wróciłem do domu jeszcze bardziej rozbity niż wcześniej. Zrozumiałem wtedy coś ważnego: nie mogę kontrolować życia mojej córki. Mogę tylko być obok i czekać, aż sama zdecyduje wrócić.

Minęły miesiące. Kasia rzadko dzwoniła, czasem wysyłała krótkie wiadomości: „Wszystko ok” albo „Nie martw się”. Każda taka wiadomość była dla mnie jak promyk nadziei.

Pewnego dnia zadzwoniła do mnie zapłakana:

– Tato… mogę wrócić do domu?

Nie pytałem o szczegóły. Pojechałem po nią natychmiast. Była wychudzona i smutna. Przytuliłem ją mocno i powiedziałem tylko:

– Zawsze będziesz moją córką.

Dziś nasza relacja jest inna niż kiedyś. Kasia dorosła szybciej niż powinna. Ja nauczyłem się odpuszczać i ufać jej wyborom – nawet jeśli czasem mnie bolą.

Często zastanawiam się: czy kochać to znaczy walczyć do końca? A może prawdziwa miłość to pozwolić odejść i czekać na powrót?

Co wy byście zrobili na moim miejscu?