Między Dwiema Matkami: Serce Rozdarte Między Obowiązkiem a Miłością

– Znowu rozmawiałaś z mamą? – głos Jana przeszył ciszę kuchni jak nóż. Stałam przy zlewie, z mokrymi rękami, patrząc przez okno na szare, listopadowe niebo. Właśnie skończyłam rozmowę z mamą, która pytała, czy przyjadę w weekend pomóc jej w ogrodzie. – Tak, rozmawiałam – odpowiedziałam cicho, czując jak narasta we mnie napięcie. – Przecież obiecałaś, że w sobotę pojedziemy do mojej mamy. Ona już wszystko przygotowała.

Wiedziałam, że to się tak skończy. Odkąd urodził się nasz synek, Staś, wszystko było na ostrzu noża. Jan był coraz bardziej drażliwy, a ja coraz bardziej zmęczona. Mój urlop macierzyński zamienił się w niekończące się pasmo obowiązków i oczekiwań – nie tylko wobec dziecka, ale także wobec dwóch kobiet, które walczyły o moją uwagę i lojalność.

Moja mama, pani Zofia, była zawsze blisko. Pomagała mi od początku ciąży, gotowała rosoły i przynosiła domowe ciasta. Była ciepła, ale też wymagająca – oczekiwała wdzięczności i obecności. Teściowa, pani Teresa, była zupełnie inna: chłodna, zasadnicza, zorganizowana do granic możliwości. Miała swoje wyobrażenie o tym, jak powinnam wychowywać dziecko i prowadzić dom. Każda rozmowa z nią kończyła się radami i krytyką.

Jan coraz częściej stawał po stronie swojej matki. – Moja mama mówi, że Staś powinien spać sam w łóżeczku. Ty go tylko rozpuszczasz! – powtarzał niemal codziennie. Czułam się jak piłka odbijana między dwoma drużynami. Każda z matek miała swoje racje i swoje żale. Ja byłam pośrodku – rozdarta i coraz bardziej samotna.

Pieniądze też były problemem. Mój urlop oznaczał mniej pieniędzy w domu. Jan pracował dużo, ale narzekał na wszystko: rachunki, pieluchy, nawet na to, że kupuję za drogie warzywa. – Twoja mama mogłaby nam trochę pomóc finansowo – rzucił kiedyś z przekąsem. Zabolało mnie to bardziej niż chciałam przyznać.

Pewnego wieczoru, kiedy Staś płakał już trzecią godzinę z rzędu, a ja byłam na skraju wyczerpania, Jan wrócił późno z pracy. Bez słowa przeszedł do salonu i włączył telewizor. Stałam w drzwiach z dzieckiem na rękach i łzami w oczach.

– Pomógłbyś mi chociaż raz! – wybuchłam.
– Cały dzień pracuję! Ty masz tylko siedzieć w domu! – odpowiedział beznamiętnie.

Wtedy coś we mnie pękło. Wybiegłam z pokoju i zadzwoniłam do mamy. Przyjechała natychmiast. Przez całą noc siedziałyśmy razem w kuchni. Mama głaskała mnie po głowie jak wtedy, gdy byłam małą dziewczynką.

– Musisz postawić granice – powiedziała stanowczo. – Nie możesz pozwolić, żeby teściowa rządziła twoim życiem.

Ale jak to zrobić? Przecież Jan był jej synem. Czułam się winna wobec wszystkich: wobec mamy, która liczyła na moją pomoc; wobec teściowej, która chciała być ważna; wobec Jana, który czuł się osaczony; wobec Stasia, który potrzebował spokojnej mamy.

Następnego dnia rano teściowa zadzwoniła.
– Słyszałam, że twoja mama była u was całą noc. Może powinnaś pomyśleć o tym, żeby częściej korzystać z mojej pomocy? – jej głos był lodowaty.
– Dziękuję za troskę, ale dam sobie radę – odpowiedziałam drżącym głosem.

Jan patrzył na mnie spod byka przez cały dzień. Widziałam w jego oczach rozczarowanie i gniew.

W weekend pojechaliśmy do teściowej. Przy stole panowała napięta cisza. Pani Teresa zaczęła wyliczać wszystkie moje błędy: źle ubrałam dziecko, nie tak karmię, nie tak sprzątam mieszkanie.

– Moja synowa nie potrafi nawet ugotować porządnego obiadu – rzuciła do sąsiadki przez telefon.

Po powrocie do domu wybuchła awantura stulecia. Krzyczałam na Jana, że nigdy mnie nie broni; on krzyczał na mnie, że jestem niewdzięczna i nie szanuję jego matki.

Przez kilka dni nie odzywaliśmy się do siebie prawie wcale. Staś był niespokojny i płakał częściej niż zwykle. Czułam się jak cień samej siebie.

Któregoś dnia mama przyszła bez zapowiedzi. Zobaczyła mnie zapłakaną i bez słowa zaczęła sprzątać mieszkanie.
– Nie możesz tak żyć – powiedziała cicho. – Musisz coś zmienić dla siebie i dla Stasia.

Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. Myślałam o tym wszystkim: o Janie, o naszych matkach, o sobie sprzed kilku lat – pełnej marzeń i nadziei dziewczynie.

Rano podjęłam decyzję. Usiadłam z Janem przy stole i powiedziałam wszystko: o bólu, o samotności, o tym jak bardzo potrzebuję jego wsparcia.
– Albo zaczniemy być rodziną dla siebie nawzajem, albo… nie dam rady dłużej tak żyć.

Jan długo milczał. W końcu powiedział tylko:
– Spróbujmy jeszcze raz.

Nie wiem, co będzie dalej. Czasem myślę: czy można być dobrą córką i dobrą synową jednocześnie? Czy da się pogodzić lojalność wobec dwóch matek i nie stracić siebie? Może każda z nas musi kiedyś wybrać własną drogę?