Moja córka wydała wszystkie oszczędności na imprezę, na którą nie zaprosiła rodziny – czy to ja zawiodłam jako matka?

– Mamo, nie przesadzaj, to tylko impreza! – Zuzia rzuciła mi przez ramię, kiedy próbowałam dowiedzieć się, dlaczego nie zaprosiła nas na swoje osiemnaste urodziny. Stałam w progu jej pokoju, czując jak narasta we mnie gniew i rozczarowanie. W jej oczach widziałam cień irytacji, jakby to ja byłam problemem.

Zuzia zawsze była sprytna. Nie była najzdolniejsza w klasie, ale potrafiła zdobyć sympatię nauczycieli. Pomagała im nosić dzienniki, sprzątała tablicę, a czasem nawet przynosiła im kawę z automatu. W domu jednak coraz częściej zamykała się w swoim świecie. Odkąd skończyła szesnaście lat, miałam wrażenie, że jestem jej bardziej przeszkodą niż wsparciem.

Kiedyś byłam z niej dumna. Pamiętam, jak w podstawówce przynosiła dyplomy za „wzorowe zachowanie” i „aktywność społeczną”. Dopiero później zorientowałam się, że te nagrody były efektem jej umiejętności manipulowania dorosłymi. „Pani Aniu, może pomogę wynieść śmieci?” – słyszałam od niej w szkole podstawowej. W domu jednak nie chciała nawet wynieść własnego talerza po obiedzie.

Ostatnie miesiące były dla mnie trudne. Mąż, Tomek, coraz częściej pracował do późna. Syn, Michał, wyjechał na studia do Warszawy i kontaktował się z nami głównie przez krótkie wiadomości na Messengerze. Zuzia była moją ostatnią ostoją rodzinnej bliskości – tak mi się wydawało.

Wszystko zaczęło się tydzień temu. Zauważyłam, że Zuzia jest dziwnie podekscytowana i ciągle rozmawia przez telefon. Myślałam naiwnie, że planuje coś dla nas – może rodzinny obiad albo wspólne wyjście do kina. W końcu osiemnaste urodziny to ważny moment.

W piątek wróciłam z pracy wcześniej. W domu panowała cisza. Na stole leżała kartka: „Nie czekajcie na mnie z kolacją. Wracam późno. Zuzia”. Próbowałam do niej dzwonić, ale nie odbierała. Dopiero później zobaczyłam na Instagramie zdjęcia z imprezy – kolorowe balony, tort z napisem „18 lat Zuzi”, tłum roześmianych znajomych. Ani śladu rodziny.

Serce mi pękło. Przewijałam zdjęcia i widziałam twarze ludzi, których nie znałam. Zuzia ściskała się z koleżankami i kolegami, a pod jednym ze zdjęć napisała: „Najlepsza noc mojego życia!” Nie mogłam uwierzyć, że nie było tam miejsca dla mnie, dla Tomka ani nawet dla Michała.

Wieczorem wróciła do domu. Weszła cicho do kuchni i zaczęła nalewać sobie wodę.

– Zuzia, możemy porozmawiać? – zapytałam drżącym głosem.

– Mamo, jestem zmęczona…

– Dlaczego nas nie zaprosiłaś? – przerwałam jej.

Wzruszyła ramionami.

– Bo to była impreza dla znajomych. Rodzina by się nudziła.

– Ale to twoje osiemnaste urodziny! My też chcieliśmy być częścią tego dnia…

– Mamo, nie rozumiesz! To był mój dzień! Chciałam go spędzić po swojemu!

Poczułam łzy pod powiekami. Próbowałam jeszcze raz:

– Wydałaś na to wszystkie swoje oszczędności? Przecież tyle razy mówiłam ci, żebyś odkładała na przyszłość…

– To moje pieniądze! – wybuchła. – Całe życie słyszę tylko: „oszczędzaj”, „myśl o innych”… A ja chciałam raz zrobić coś tylko dla siebie!

Wyszła z kuchni trzaskając drzwiami. Siedziałam długo przy stole, patrząc w pusty kubek po herbacie. Czułam się zdradzona i bezużyteczna.

Następnego dnia próbowałam porozmawiać z Tomkiem.

– Może przesadzasz? – powiedział bez przekonania. – Dzieciaki teraz tak mają…

– Ale ona nawet nie chciała z nami świętować! Wydała wszystko na jeden wieczór…

– Może potrzebuje wolności? Może my też powinniśmy trochę odpuścić?

Nie mogłam się z tym pogodzić. Przez kolejne dni atmosfera w domu była napięta. Zuzia unikała mnie wzrokiem, zamykała się w pokoju albo wychodziła do znajomych. Czułam się coraz bardziej samotna.

W pracy nie mogłam się skupić. Koleżanka zauważyła mój nastrój.

– Coś się stało?

Opowiedziałam jej wszystko.

– Wiesz… Moja córka zrobiła podobnie rok temu – westchnęła Basia. – Może to taki wiek? Chcą być niezależni, ale nie wiedzą jeszcze jak…

Wieczorem usiadłam pod drzwiami pokoju Zuzi.

– Zuzia… Przepraszam, jeśli cię zraniłam. Chciałabym tylko wiedzieć, co czujesz…

Po chwili usłyszałam cichy głos:

– Mamo… Ja po prostu chciałam poczuć się ważna. Bez porównań do Michała, bez twoich rad… Chciałam mieć coś swojego.

Łzy popłynęły mi po policzkach.

– Jesteś dla mnie ważna zawsze – wyszeptałam.

Nie wiem, czy kiedykolwiek wrócimy do tego, co było kiedyś. Może muszę nauczyć się odpuszczać i pozwolić jej popełniać własne błędy? Może to ja muszę dorosnąć do jej dorosłości?

Czy naprawdę można stracić dziecko przez jedno przyjęcie? A może to tylko pierwszy krok do nowej relacji – trudniejszej, ale prawdziwszej?