Miałam takie wielkie plany na weekend. Potem zadzwoniła teściowa…
– Aniu, w ten weekend przyjadę do was pomóc trochę ogarnąć dom – usłyszałam w słuchawce głos mojej teściowej, zanim jeszcze zdążyłam się przywitać. Stałam w kuchni, z kubkiem kawy w ręku, patrząc przez okno na szarą, kwietniową Warszawę. W głowie miałam już plan: długi spacer po Łazienkach, wieczór z książką i może w końcu film, który odkładałam od miesięcy. Ale jedno zdanie Haliny wystarczyło, by cały mój weekend rozsypał się jak domek z kart.
– Ależ mamo, mieliśmy z Piotrem trochę inne plany… – próbowałam się bronić, choć wiedziałam, że to walka z wiatrakami.
– No właśnie! Plany są po to, żeby je zmieniać. A dom sam się nie posprząta – odpowiedziała z tym swoim tonem, który nie znosił sprzeciwu. – Przyjadę w sobotę rano. Do zobaczenia!
Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, rozłączyła się. Stałam tak jeszcze chwilę, czując jak narasta we mnie frustracja. Piotr wszedł do kuchni, zobaczył moją minę i od razu wiedział.
– Dzwoniła mama? – zapytał cicho.
– Tak. Przyjeżdża w sobotę. Będzie… „pomagać” sprzątać.
Piotr westchnął ciężko i usiadł przy stole. – Może tym razem nie będzie tak źle?
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. – Ostatnim razem kazała mi myć kafelki szczoteczką do zębów!
Wiedziałam, że nie mam wyboru. W piątek wieczorem zamiast relaksu zaczęłam układać rzeczy w szafkach, żeby nie dać jej pretekstu do kolejnych uwag. Próbowałam sobie wmówić, że to tylko dwa dni. Że dam radę.
W sobotę o ósmej rano Halina już stała pod drzwiami z torbą pełną środków czystości i własną szczotką do szorowania podłóg. Uścisk dłoni był chłodny, spojrzenie krytyczne.
– No dobrze, Aniu, zaczniemy od kuchni. Widzę, że lodówka wymaga porządnego mycia.
Zacisnęłam zęby i zabrałam się do pracy. Halina chodziła za mną krok w krok, komentując każdy ruch:
– Oj, Aniu, nie tak się wyciera kurze…
– Zobacz, ile tu pajęczyn! Nie widzisz tego na co dzień?
– Piotrze, pomóż żonie, bo sama sobie nie poradzi!
Czułam się jak dziecko, które nigdy nie robi niczego dobrze. Piotr próbował łagodzić sytuację żartami, ale atmosfera gęstniała z każdą godziną.
W południe Halina znalazła moje stare zeszyty z czasów studiów.
– Po co ci te śmieci? Trzymasz tu tyle niepotrzebnych rzeczy…
– To moje pamiątki – odpowiedziałam cicho.
– Pamiątki? Lepiej byś się zajęła domem niż wspominaniem przeszłości.
Poczułam łzy napływające do oczu. Odeszłam do łazienki pod pretekstem mycia kafelków. Tam pozwoliłam sobie na chwilę słabości – kilka łez spłynęło po policzkach. Czy naprawdę jestem aż tak beznadziejna? Czy nigdy nie będę wystarczająco dobra dla niej?
Wieczorem byłam wykończona fizycznie i psychicznie. Halina siedziała przy stole i piła herbatę.
– No widzisz, Aniu? Jak się chce, to można mieć porządek.
Nie odpowiedziałam. Piotr spojrzał na mnie przepraszająco.
W niedzielę rano Halina znów miała listę rzeczy do poprawienia. Nawet mój sposób parzenia kawy był niewłaściwy.
– Wiesz, Aniu, moja mama zawsze mówiła: jak coś robisz, rób to porządnie albo wcale.
Wtedy coś we mnie pękło.
– Może czasem warto po prostu odpocząć i być razem – powiedziałam cicho, ale stanowczo.
Halina spojrzała na mnie zaskoczona. Przez chwilę milczała.
– Odpoczynek jest dla tych, którzy na niego zasłużyli – rzuciła chłodno i wyszła z kuchni.
Po jej wyjeździe dom był lśniący jak nigdy wcześniej. Ale ja czułam się pusta i zmęczona jak nigdy dotąd. Piotr objął mnie i powiedział:
– Przepraszam…
Nie odpowiedziałam od razu. Patrzyłam przez okno na ludzi spacerujących po ulicy i zastanawiałam się: czy naprawdę muszę zawsze dostosowywać się do cudzych oczekiwań? Czy kiedyś będę mogła po prostu być sobą we własnym domu?
Czy tylko ja mam takie doświadczenia z teściową? Czy można znaleźć równowagę między szacunkiem a własnymi granicami?