Zazdrość, ambicje i rodzinne tajemnice: Jak próbowałam uczynić z brata kogoś, kim sama nie mogłam być
– Michał, rusz się wreszcie! – krzyknęłam, patrząc jak mój młodszy brat znowu siedzi przy komputerze, pogrążony w swoim świecie gier. – Masz za godzinę angielski, a potem pianino. Nie zapomnij o zadaniu z matematyki!
Spojrzał na mnie z wyrzutem. – Czemu ty zawsze musisz mi mówić, co mam robić? Nie jestem tobą, Anka.
Zamknęłam oczy i policzyłam do dziesięciu. W głowie miałam obraz naszej rodzinnej Wigilii sprzed tygodnia. Zosia – moja kuzynka, córka siostry mamy – znowu była w centrum uwagi. Opowiadała o swoim kolejnym sukcesie w olimpiadzie matematycznej, a ciocia Basia z dumą kiwała głową. Mama patrzyła na nią z zachwytem, a ja czułam, jak w środku wszystko mnie boli.
Od zawsze byłam tą „drugą”. Zosia była wzorem – piękna, mądra, grzeczna. Ja? Przeciętna uczennica, nieśmiała, wiecznie zamyślona. Kiedy pojawił się Michał, miałam nadzieję, że może on będzie tym, kim ja nie mogłam być. Że pokażemy wszystkim, że nasza rodzina też ma powód do dumy.
– Anka, zostaw go w spokoju – odezwała się mama zza drzwi kuchni. – Daj mu trochę luzu.
Ale ja nie mogłam. Czułam, że jeśli odpuszczę, Michał stanie się taki jak ja – niewidzialny. A przecież miał talent! Grał na pianinie lepiej niż ktokolwiek w naszej rodzinie. Angielski łapał w lot. Tylko nie miał motywacji. I tu wchodziłam ja.
– Michał, jeśli nie pójdziesz na pianino, powiem mamie o twoich ocenach z historii – zagroziłam.
Widziałam w jego oczach gniew i rozczarowanie. Ale poszedł.
Wieczorem leżałam w łóżku i słyszałam przez ścianę jego ciche łkanie. Poczułam ukłucie winy. Przypomniałam sobie siebie sprzed lat – jak płakałam po kolejnej uwadze od nauczycielki albo po tym, jak mama porównywała mnie do Zosi.
– Czemu ona zawsze musi być lepsza? – spytałam kiedyś mamy.
– Każdy ma swoje talenty, Aniu – odpowiedziała wymijająco.
Ale ja nie chciałam być „każdym”. Chciałam być kimś wyjątkowym. Skoro mi się nie udało, postanowiłam zrobić wszystko, by Michał był tym kimś.
Z czasem zaczęło się robić coraz trudniej. Michał coraz częściej zamykał się w sobie. Coraz mniej mówił o swoich marzeniach. Kiedyś chciał zostać weterynarzem – kochał zwierzęta i godzinami opowiadał o psach ze schroniska. Teraz jego świat ograniczał się do lekcji i zajęć dodatkowych.
Pewnego dnia wróciłam do domu wcześniej i zobaczyłam go siedzącego na podłodze w swoim pokoju. Przed nim leżały rozrzucone nuty i zeszyty do angielskiego.
– Michał? Wszystko w porządku?
Nie odpowiedział. Dopiero po chwili podniósł głowę.
– Anka… Ja już nie chcę tak żyć. Ja nie jestem tobą ani Zosią. Chcę być sobą.
Zamurowało mnie. Przez chwilę nie wiedziałam, co powiedzieć.
– Ale przecież masz talent…
– Może mam. Ale to nie znaczy, że muszę robić wszystko tak jak ty chcesz! – krzyknął i wybiegł z pokoju.
Zostałam sama ze swoimi myślami. Przez kolejne dni unikał mnie jak ognia. Mama zaczęła coś podejrzewać.
– Co się dzieje między wami? – zapytała któregoś wieczoru.
– Nic… Po prostu chcę dla niego dobrze.
– A jesteś pewna, że to dla niego? Czy może dla siebie?
Te słowa uderzyły mnie jak grom z jasnego nieba. Czy naprawdę chodziło mi o Michała? Czy tylko chciałam udowodnić coś rodzinie? Sobie?
Kolejna rodzinna impreza była dla mnie jak kara. Zosia znowu brylowała przy stole, a ja czułam się coraz mniejsza. Michał siedział obok mnie i patrzył gdzieś w dal.
– Wiesz… – szepnął nagle – czasem myślę, że gdyby nie ty, byłbym szczęśliwszy.
Zabolało. Bardziej niż wszystkie porównania mamy i cioci Basi razem wzięte.
Po tej rozmowie zaczęłam się wycofywać. Przestałam go poganiać, przestałam zapisywać na kolejne zajęcia. Michał powoli wracał do siebie – znów zaczął czytać książki o zwierzętach, chodzić do schroniska jako wolontariusz.
A ja? Zostałam z pustką i pytaniem: kim jestem bez tej walki? Bez potrzeby udowadniania czegokolwiek?
Dziś patrzę na Michała z dumą – jest szczęśliwy, robi to co kocha. A ja uczę się akceptować siebie taką, jaka jestem.
Czasem jednak wraca pytanie: czy naprawdę można kochać kogoś bezwarunkowo? Czy zawsze będziemy próbować żyć cudzym życiem zamiast własnym?