Synowa dzwoni do mnie i narzeka, że mąż przestał jej pomagać w domu: Ostrzegałam ją wiele razy. Nie wiem teraz, jak jej pomóc

– Mamo, ja już nie wytrzymuję! – usłyszałam w słuchawce głos mojej synowej, Agaty. Był późny wieczór, siedziałam przy kuchennym stole z kubkiem herbaty, a za oknem padał deszcz. – Michał nic mi nie pomaga! Wraca z pracy, rzuca torbę na podłogę i siada przed telewizorem. Nawet talerza po sobie nie sprzątnie!

Zacisnęłam palce na uchu kubka. Przez chwilę miałam ochotę powiedzieć: „A nie mówiłam?”, ale powstrzymałam się. Przecież to nie czas na wyrzuty sumienia. Chociaż… czy na pewno? Przecież ostrzegałam Agatę jeszcze zanim wzięli ślub. Widziałam, jak wokół Michała skacze, jakby był królem świata. On tylko wyciągał rękę po kolejną kanapkę, a ona już biegła do kuchni. Nawet kiedy przychodzili do mnie na obiad, to ona zbierała talerze po wszystkich i zmywała naczynia, a mój syn siedział i rozmawiał z ojcem o piłce nożnej.

– Agato, kochanie – zaczęłam ostrożnie – przecież sama go tego nauczyłaś. Zawsze wszystko robiłaś za niego.

Po drugiej stronie zapadła cisza. Słyszałam tylko jej ciężki oddech i ciche pociąganie nosem.

– Myślisz, że to moja wina? – zapytała cicho.

Zrobiło mi się jej żal. Przecież nie chciałam jej zranić. Ale prawda była taka, że Michał od dziecka był rozpieszczany przez wszystkich wokół. Mój były mąż – jego ojciec – też nigdy nie kiwnął palcem w domu. Pamiętam, jak sama płakałam po nocach ze zmęczenia, a on tylko mówił: „Przecież ty to robisz najlepiej”.

Wzięłam głęboki oddech i spróbowałam podejść do sprawy inaczej.

– Agato, wiem, że ci ciężko. Ale jeśli chcesz coś zmienić, musisz z nim porozmawiać. Powiedz mu wprost, czego oczekujesz. Nie możesz robić wszystkiego sama.

Usłyszałam westchnienie.

– Próbowałam… Ale on mówi, że jest zmęczony po pracy. A ja? Ja też pracuję! I jeszcze dzieci, zakupy, pranie… Czasem mam ochotę wyjść i nie wracać.

Poczułam ukłucie winy. Czy to ja wychowałam syna na takiego egoistę? Czy powinnam była bardziej stanowczo reagować, kiedy był młodszy? Może gdybym wtedy postawiła granice, dziś byłby innym człowiekiem?

Przypomniałam sobie rozmowy z moją matką. Ona też zawsze powtarzała: „Nie rozpieszczaj chłopaka za bardzo. Kobieta nie może być służącą”. Ale wtedy wydawało mi się, że jeśli będę dobra dla syna, to on będzie szczęśliwy. Teraz widzę, jak bardzo się myliłam.

– Mamo… – głos Agaty wyrwał mnie z zamyślenia – czy ty kiedyś miałaś podobnie z tatą Michała?

Zaśmiałam się gorzko.

– Oj, kochanie… Twój teść był mistrzem w unikaniu obowiązków domowych. Zawsze miał wymówkę: praca, zmęczenie, ważny mecz w telewizji… A ja? Zaciskałam zęby i robiłam wszystko sama. Myślałam, że tak trzeba. Ale potem przyszedł moment, kiedy już nie wytrzymałam.

– I co wtedy zrobiłaś?

Zamilkłam na chwilę. Czy powinnam jej powiedzieć prawdę? Że przez lata tłumiłam w sobie frustrację i żal? Że przez to nasze małżeństwo się rozpadło?

– W końcu powiedziałam mu prosto w oczy, że mam dość. Że jeśli nic się nie zmieni, odejdę. I wiesz co? Nie zmieniło się nic. Odeszłam.

Agata milczała przez dłuższą chwilę.

– Nie chcę tak skończyć – wyszeptała w końcu.

– To musisz działać teraz – odpowiedziałam stanowczo. – Nie pozwól mu myśleć, że wszystko mu wolno. Jesteście rodziną – oboje musicie dbać o dom.

Rozłączyłyśmy się po kilku minutach rozmowy o dzieciach i codziennych sprawach. Ale całą noc nie mogłam zasnąć. W głowie kłębiły mi się myśli: czy powinnam bardziej ingerować? Porozmawiać z Michałem? A może zostawić ich samych z ich problemami?

Następnego dnia zadzwonił do mnie syn.

– Mamo, czemu Agata płacze cały dzień? Coś jej powiedziałaś?

Poczułam narastającą złość.

– Michał, a ty nie widzisz, jak ona jest zmęczona? Ty naprawdę myślisz, że wszystko samo się robi?

Westchnął ciężko.

– Pracuję cały dzień… Chcę mieć trochę spokoju w domu.

– A ona nie pracuje? Michał, jesteście razem! Jeśli nie zaczniesz jej pomagać, któregoś dnia możesz zostać sam.

Rozłączył się bez słowa.

Przez kolejne dni atmosfera była napięta. Agata przestała dzwonić. Michał milczał. Czułam się rozdarta – chciałam im pomóc, ale bałam się narzucać. Wiedziałam jednak jedno: jeśli nic się nie zmieni, ich małżeństwo może tego nie przetrwać.

Kilka dni później spotkałyśmy się z Agatą na kawie. Była blada i przygaszona.

– Próbowałam z nim rozmawiać – powiedziała cicho – ale on tylko wzrusza ramionami albo wychodzi z domu.

Objęłam ją ramieniem.

– Agato… czasem trzeba postawić sprawę jasno. Powiedz mu wprost: albo zacznie ci pomagać, albo ty przestaniesz robić wszystko za niego.

Spojrzała na mnie ze łzami w oczach.

– Boję się… Boję się, że jeśli przestanę go obsługiwać, on odejdzie.

Poczułam ból w sercu. Ile kobiet żyje w takim strachu? Ile z nas boi się postawić na swoim?

Wieczorem długo patrzyłam przez okno na mokre ulice miasta i zastanawiałam się nad własnym życiem. Czy mogłam coś zrobić inaczej? Czy mogłam lepiej wychować syna? Czy teraz powinnam bardziej ingerować w ich życie?

Czasem myślę: czy to naprawdę nasza rola – matek i teściowych – żeby naprawiać błędy naszych dzieci? A może każdy musi sam nauczyć się odpowiedzialności za swoje wybory?

Może powinnam była być bardziej stanowcza wobec Michała? Może powinnam była wcześniej ostrzec Agatę? A może… po prostu życie jest takie trudne i pełne błędów?

Czy można jeszcze coś naprawić? Czy da się nauczyć dorosłego człowieka szacunku do drugiego człowieka?

Czasem mam wrażenie, że nasze matczyne serca nigdy nie zaznają spokoju.