Miłość czy obowiązek? Historia o tym, jak trudno być lojalnym wobec siebie i rodziny

— Nie rozumiesz, Marto! On nie jest dla ciebie! — głos mojej mamy drżał, a jej oczy błyszczały gniewem i rozpaczą. Stałyśmy naprzeciw siebie w kuchni, gdzie jeszcze niedawno razem gotowałyśmy pierogi na święta. Teraz między nami była przepaść, której nie potrafiłam przeskoczyć.

Miałam 26 lat i pierwszy raz w życiu czułam, że mogę być naprawdę szczęśliwa. Michał był czuły, troskliwy, miał stabilną pracę w banku i kochał mnie taką, jaka jestem. Ale dla mojej mamy to nie miało znaczenia. Każda rozmowa o nim kończyła się kłótnią. W jej oczach był tylko kolejnym mężczyzną, który mnie skrzywdzi.

Może dlatego, że sama została zraniona. Kiedy miałam 14 lat, ojciec zostawił nas dla innej kobiety. Przez dwa lata musiałyśmy mieszkać pod jednym dachem z jego nową wybranką — to był koszmar. Pamiętam, jak mama płakała nocami w łazience, a ja udawałam, że śpię. W końcu zebrała się na odwagę i wyrzuciła ich z mieszkania. Zostałyśmy same, z długami i poczuciem upokorzenia.

Musiałam szybko dorosnąć. Po szkole biegłam do pracy w osiedlowym sklepie, żeby pomóc mamie spłacać kredyt. O nauce na studia mogłam tylko marzyć — liczyło się przetrwanie. Mama powtarzała: „Dla rodziny zrobi się wszystko”. I robiłam wszystko — dla niej.

Kiedy poznałam Michała, miałam wrażenie, że świat znowu nabiera kolorów. On pierwszy zobaczył we mnie coś więcej niż tylko córkę samotnej matki. Zaprosił mnie do kina, potem na spacer po Starym Mieście. Zakochałam się powoli, ostrożnie — jak ktoś, kto już raz się sparzył.

Ale mama nie chciała o nim słyszeć. — On cię zostawi, jak twój ojciec! — krzyczała. — Wszyscy są tacy sami! Nie widzisz tego?

Próbowałam tłumaczyć: — Mamo, Michał nie jest tatą. On mnie kocha.

— Kocha? — prychnęła. — Kochać to znaczy być przy kimś zawsze! A on co? Nawet nie zapytał, czy może nam pomóc z rachunkami!

Wiedziałam, że to nieprawda. Michał proponował pomoc wiele razy, ale mama zawsze odmawiała z dumą. Chciała być silna za wszelką cenę.

Z czasem sytuacja stawała się coraz bardziej napięta. Mama zaczęła dzwonić do mnie po kilka razy dziennie, sprawdzać gdzie jestem, z kim rozmawiam. Czułam się jak nastolatka pod nadzorem.

Pewnego wieczoru wróciłam do domu później niż zwykle. Mama siedziała w kuchni przy zgaszonym świetle.

— Gdzie byłaś? — zapytała cicho.

— Byłam u Michała. Oświadczył mi się…

Zamarła. Przez chwilę myślałam, że się ucieszy. Ale ona tylko spuściła głowę.

— Nie zgadzam się — powiedziała twardo. — Nie pozwolę ci wyjść za niego.

— Mamo! To moje życie!

— Twoje życie? — jej głos był lodowaty. — A kto cię wychował? Kto cię ratował po tym wszystkim? Teraz chcesz mnie zostawić?

Poczułam się winna. Przecież wiedziałam, ile dla mnie poświęciła. Ale czy to znaczyło, że muszę rezygnować ze swojego szczęścia?

Przez kolejne tygodnie żyłyśmy jak obce osoby pod jednym dachem. Mama milczała albo rzucała kąśliwe uwagi o „nieodpowiedzialnych dziewczynach”. Michał próbował mnie wspierać, ale widziałam, że jest mu coraz trudniej.

W końcu postanowiłam działać. Zaprosiłam mamę na obiad do restauracji i poprosiłam Michała, żeby do nas dołączył.

— Mamo, proszę cię… Daj mu szansę. Porozmawiajcie.

Mama patrzyła na niego z chłodną rezerwą przez cały posiłek. Zadawała pytania o jego rodzinę, pracę, plany na przyszłość. Michał odpowiadał spokojnie, ale widziałam, że jest spięty.

Po kolacji mama powiedziała tylko:

— Nie przekonał mnie.

Wróciłyśmy do domu w milczeniu. W nocy długo nie mogłam zasnąć. Myślałam o tym, ile razy rezygnowałam z siebie dla mamy. Czy naprawdę muszę robić to dalej?

Kilka dni później Michał zaproponował mi wspólne mieszkanie.

— Marto… Kocham cię i chcę być z tobą. Ale nie mogę walczyć z twoją mamą przez całe życie.

Wiedziałam, że ma rację. Musiałam podjąć decyzję.

Spakowałam walizkę i napisałam mamie list:

„Mamo,
Zawsze byłaś dla mnie najważniejsza. Ale teraz muszę zadbać też o siebie. Kocham cię i będę ci pomagać, ale chcę spróbować być szczęśliwa z Michałem.”

Wyprowadziłam się następnego dnia rano. Mama nie odezwała się przez tydzień. Potem zadzwoniła:

— Czy jesteś szczęśliwa?

— Tak… Staram się.

— To dobrze…

Rozłączyła się bez słowa pożegnania.

Minęły dwa miesiące. Czasem odwiedzam mamę — jest chłodna, ale już nie krzyczy. Michał robi wszystko, żeby ją przekonać do siebie, ale wiem, że to potrwa długo.

Czasem zastanawiam się: czy można być dobrym dzieckiem i jednocześnie żyć własnym życiem? Czy lojalność wobec rodziny musi oznaczać rezygnację z siebie?

A może każdy z nas musi kiedyś wybrać swoją drogę — nawet jeśli boli?