„Mamo, dlaczego teraz?” – Historia spotkania, które zmieniło wszystko
– Marta, naprawdę za tobą tęskniłam. Mieszkamy tak blisko, a prawie nie rozmawiamy. Wpadnij na kawę – usłyszałam w słuchawce głos pani Haliny, mojej byłej teściowej. Zaskoczyło mnie to tak bardzo, że przez chwilę nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Przecież od rozwodu z Piotrem minęły już dwa lata, a nasze kontakty ograniczały się do krótkiego „dzień dobry” na klatce schodowej.
W głowie miałam mętlik. Przypomniały mi się wszystkie te wieczory, kiedy siedziałam zapłakana w kuchni, a Halina udawała, że nie widzi moich łez. Przypomniały mi się jej chłodne spojrzenia i ciche komentarze pod nosem, kiedy Piotr wracał późno do domu. „To twoja wina, Marta. Gdybyś była lepszą żoną, Piotr by nie szukał szczęścia gdzie indziej” – te słowa dźwięczały mi w uszach przez wiele miesięcy po rozstaniu.
A teraz ona dzwoni i zaprasza na kawę? Co się zmieniło? Czyżby Piotr znowu coś przeskrobał? A może Halina poczuła się samotna? W końcu jej syn wyjechał do Niemiec z nową partnerką i rzadko się odzywał. Może to była jej próba naprawienia relacji, które sama zniszczyła?
Zgodziłam się. Sama nie wiem dlaczego. Może z ciekawości, może z potrzeby zamknięcia pewnego rozdziału. W niedzielę o 16:00 stanęłam pod jej drzwiami. Otworzyła mi niemal natychmiast – wyglądała na zmęczoną i jakby starszą niż pamiętałam.
– Wejdź, dziecko – powiedziała cicho. W jej głosie zabrzmiała nuta czułości, której nigdy wcześniej nie słyszałam.
Usiadłyśmy przy stole. Halina nalała mi kawy do tej samej filiżanki w niebieskie kwiatki, z której zawsze piłam podczas rodzinnych obiadów. Przez chwilę panowała niezręczna cisza.
– Wiesz, Marta… – zaczęła niepewnie – Chciałam cię przeprosić. Za wszystko. Za to, jak cię traktowałam. Za to, że nie stanęłam po twojej stronie, kiedy powinnam była.
Zamarłam. Nie spodziewałam się tego. Zawsze myślałam o niej jak o zimnej kobiecie, która kocha tylko swojego syna i nie dopuszcza nikogo do siebie.
– Dlaczego teraz? – zapytałam ostrożnie.
Halina spuściła wzrok.
– Bo jestem sama. Bo Piotr wyjechał i nawet nie zadzwonił na moje urodziny. Bo zrozumiałam, że byłam okrutna i głupia. I boję się, że umrę sama, bez nikogo bliskiego.
Poczułam mieszankę współczucia i gniewu. Przez lata byłam dla niej niewidzialna, a teraz oczekuje ode mnie przebaczenia tylko dlatego, że została sama?
– Myślisz, że wystarczy powiedzieć „przepraszam” i wszystko będzie dobrze? – zapytałam z goryczą.
– Nie wiem… Ale muszę spróbować – odpowiedziała drżącym głosem. – Wiem, że nie zasługuję na twoją przyjaźń. Ale może chociaż na rozmowę?
Patrzyłyśmy na siebie przez dłuższą chwilę. W jej oczach zobaczyłam łzy. Pierwszy raz widziałam ją taką kruchą.
– Halino… – zaczęłam powoli – Ja też nie byłam idealna. Ale to nie ja zdradziłam twojego syna. To on mnie zostawił dla innej kobiety. A ty… ty udawałaś, że to moja wina.
Przytaknęła ze smutkiem.
– Wiem. Byłam ślepa. Myślałam, że jak będę bronić Piotra, to go zatrzymam przy sobie. Ale on już wtedy był daleko ode mnie…
Przez chwilę milczałyśmy, każda pogrążona w swoich myślach. W końcu Halina wyciągnęła do mnie rękę.
– Marta… Czy możemy zacząć od nowa? Może nie jako rodzina… ale jako dwie kobiety, które przeszły przez piekło?
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Czułam w sobie burzę emocji – żal, gniew, ale też ulgę i coś na kształt nadziei.
– Spróbujmy – powiedziałam cicho.
Rozmawiałyśmy jeszcze długo. O Piotrze, o samotności, o tym, jak trudno jest wybaczyć i jak bardzo czasem tego potrzebujemy. Halina opowiedziała mi o swoim dzieciństwie na wsi pod Lublinem, o ojcu alkoholiku i matce, która nigdy jej nie przytuliła. Zrozumiałam wtedy, że każdy z nas niesie swój bagaż i czasem rani innych zupełnie nieświadomie.
Kiedy wychodziłam od niej tego wieczoru, poczułam się lżejsza. Może nie wszystko da się naprawić jednym spotkaniem przy kawie, ale czasem wystarczy jeden krok w stronę drugiego człowieka.
Czy potrafimy naprawdę wybaczyć tym, którzy nas skrzywdzili? Czy samotność jest wystarczającym powodem do szukania pojednania? Nie wiem… Ale wiem jedno: czasem warto spróbować.