Braterska przysługa czy rodzinny obowiązek?
– No to teraz twoja kolej, żeby nam pomóc z remontem! – powiedział Bartek z szerokim uśmiechem, jakby właśnie ogłosił coś oczywistego i radosnego. Stał w progu mojego mieszkania, trzymając pod pachą katalog z farbami i próbki paneli. Jego żona, Magda, już rozkładała na stole plany nowej kuchni, a ja poczułam, jak coś we mnie się zaciska.
Przez chwilę nie wiedziałam, co powiedzieć. W głowie miałam obrazy sprzed roku – kiedy to my z Michałem zaczynaliśmy nasz własny remont. Pamiętam, jak dzwoniłam do Bartka, prosząc o pomoc przy wynoszeniu starych mebli. „Nie dam rady, mam ważne spotkanie” – usłyszałam wtedy. Magda tłumaczyła się chorobą dziecka, potem nagle wyjechali na weekend do Zakopanego. Przez cały czas trwania naszego remontu nie pojawili się ani razu. Ani jednej skrzynki nie przenieśli, ani jednej ściany nie pomalowali.
A teraz Bartek stał przede mną i mówił o „mojej kolejce”, jakbyśmy byli w jakiejś grze planszowej, gdzie każdy ma swoje zadanie do wykonania. Poczułam narastającą frustrację i żal. Czy naprawdę tak wygląda rodzinna solidarność? Czy tylko ja mam pamiętać o zobowiązaniach?
– Bartek, ale wy nam przecież nie pomagaliście przy remoncie – powiedziałam cicho, starając się nie wybuchnąć.
– Jak to nie? – zdziwił się szczerze. – Przecież Magda doradzała ci kolory ścian przez telefon! I pamiętasz, jak wysłałem ci link do tej promocji na płytki?
Magda pokiwała głową z powagą, jakby rzeczywiście ich „pomoc” była nieoceniona. Michał spojrzał na mnie z ukosa, wiedział już, że zaraz wybuchnę.
– To nie jest to samo – powiedziałam już ostrzej. – My naprawdę potrzebowaliśmy wtedy fizycznej pomocy. Sami wszystko robiliśmy.
Bartek wzruszył ramionami.
– No ale teraz my potrzebujemy pomocy. Rodzina powinna sobie pomagać, prawda?
Zrobiło mi się słabo. Z jednej strony miał rację – rodzina powinna sobie pomagać. Z drugiej – czy to ja zawsze mam być tą osobą, która daje, a nigdy nie dostaje nic w zamian?
Wróciły wspomnienia z dzieciństwa. Bartek zawsze był tym sprytniejszym, który potrafił przekonać wszystkich do swoich racji. Kiedy byliśmy mali, potrafił wmówić mi, że to ja powinnam oddać mu ostatni kawałek ciasta, bo on „bardziej lubi słodycze”. Mama zawsze powtarzała: „Jesteś starsza, powinnaś ustąpić”. I tak zostało do dziś.
Patrzyłam na Bartka i Magdę, którzy już rozpisywali na kartce listę rzeczy do zrobienia: malowanie salonu, składanie mebli, wynoszenie gruzu. W ich oczach widziałam pewność siebie i przekonanie, że jestem im to winna.
– Słuchajcie – zaczęłam ostrożnie – bardzo wam współczuję tego remontu, wiem jakie to trudne. Ale naprawdę czuję się trochę niesprawiedliwie potraktowana. Kiedy my remontowaliśmy mieszkanie, byliście zajęci swoimi sprawami.
Bartek spojrzał na mnie z lekkim rozbawieniem.
– Ale przecież wtedy mieliśmy małe dziecko! Ty nie masz dzieci, masz więcej czasu.
Poczułam ukłucie w sercu. To zawsze wracało – temat dzieci. Ja i Michał od lat staraliśmy się o dziecko bez skutku. Bartek dobrze o tym wiedział.
– To nie jest kwestia czasu – odpowiedziałam cicho. – Chodzi o zasady.
Magda westchnęła teatralnie.
– No dobrze, jeśli nie chcesz nam pomóc, to trudno. Ale pamiętaj, że rodzina jest najważniejsza.
Zrobiło mi się przykro i jednocześnie wściekle. Czy naprawdę jestem taka zła, bo chcę postawić granice? Czy muszę zawsze poświęcać siebie dla innych?
Wieczorem długo rozmawiałam z Michałem.
– Może powinniśmy im jednak pomóc? – zapytał niepewnie. – W końcu to twój brat.
– Ale dlaczego zawsze ja mam ustępować? – odpowiedziałam ze łzami w oczach. – Czuję się wykorzystywana. Oni nigdy nie są dla nas wtedy, kiedy ich potrzebujemy.
Michał objął mnie i długo milczeliśmy.
Następnego dnia zadzwoniła mama.
– Słyszałam, że pokłóciłaś się z Bartkiem – powiedziała z wyrzutem w głosie. – On teraz bardzo liczy na twoją pomoc.
– Mamo, ale oni nam nie pomagali przy naszym remoncie! – próbowałam tłumaczyć.
– Bo mieli dziecko! Ty jesteś starsza, powinnaś być mądrzejsza.
Znowu to samo. Znowu ja miałam być tą „mądrzejszą” i „ustępującą”.
Przez kolejne dni w domu panowała napięta atmosfera. Michał próbował mnie przekonać do pomocy Bartkowi, ale ja czułam coraz większy opór. Zaczęłam analizować swoje życie i relacje rodzinne. Ile razy już rezygnowałam z własnych potrzeb dla innych? Ile razy pozwalałam przekraczać swoje granice?
W końcu napisałam Bartkowi wiadomość:
„Bartek, rozumiem waszą sytuację i życzę wam powodzenia z remontem. Niestety tym razem nie mogę wam pomóc fizycznie. Mam nadzieję, że znajdziecie kogoś innego do wsparcia. Pozdrawiam.”
Nie odpisał przez kilka dni. W końcu przyszedł suchy SMS: „Szkoda”.
Czułam ulgę i smutek jednocześnie. Może właśnie tak wygląda dorosłość – stawianie granic nawet najbliższym? Może czasem trzeba wybrać siebie?
Czasem zastanawiam się: czy rodzina naprawdę powinna być ponad wszystko? Czy może jednak każdy z nas ma prawo powiedzieć „dość”? Jak wy byście postąpili na moim miejscu?