Wczorajszy Testament Teściowej: Co Zrobić, Gdy Szwagier Dostaje Więcej?

– To nie może być prawda – pomyślałam, patrząc na Marka, który wpatrywał się w stół z zaciśniętymi pięściami. W salonie teściowej panowała cisza, jakby ktoś wyłączył dźwięk w telewizorze. Helena siedziała wyprostowana na swoim ulubionym fotelu, a obok niej leżała gruba teczka z dokumentami. Paweł, jej młodszy syn, nerwowo bawił się kluczami od samochodu. Ja siedziałam obok męża i czułam, jak narasta we mnie bunt.

– Chciałam, żebyście wszyscy wiedzieli, jak rozdzielam majątek – zaczęła Helena, patrząc każdemu z nas prosto w oczy. – Mieszkanie w centrum dostaje Paweł. Marek, tobie zostawiam domek letniskowy nad jeziorem. Reszta drobiazgów zostanie podzielona między wnuki.

Nikt się nie odezwał. Widziałam, jak twarz Marka blednie. Przez chwilę miałam ochotę krzyknąć: „Dlaczego?!” Ale wiedziałam, że to nie miejsce ani czas. Paweł uśmiechnął się pod nosem i spojrzał na nas z wyższością.

Po spotkaniu wróciliśmy do domu w milczeniu. Marek zamknął się w łazience na pół godziny. Siedziałam w kuchni i słyszałam tylko szum wody. W końcu wyszedł, usiadł naprzeciwko mnie i powiedział cicho:

– Nie rozumiem tego. Zawsze byłem tym, który pomagał mamie. Kiedy tata zmarł, to ja załatwiałem wszystko. Paweł był wtedy na studiach za granicą i nawet nie przyleciał na pogrzeb.

– Może powinniśmy z nią porozmawiać? – zaproponowałam niepewnie.

– Nie chcę się upokarzać – odpowiedział z goryczą.

W nocy nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok i myślałam o tym, jak bardzo niesprawiedliwy potrafi być los. Przypomniałam sobie wszystkie święta spędzone u Heleny – te rozmowy przy stole, jej opowieści o dzieciństwie Marka i Pawła. Zawsze wydawało mi się, że traktuje ich równo. Ale może się myliłam?

Następnego dnia zadzwoniła do mnie moja szwagierka, Ania – żona Pawła.

– Słyszałaś już wszystko? – zapytała bez ogródek.

– Tak – odpowiedziałam chłodno.

– Paweł jest zachwycony. W końcu ktoś go docenił – powiedziała z przekąsem.

Zamurowało mnie. Czy naprawdę myślała, że mieszkanie to nagroda za bycie „docenionym”? Przecież Marek całe życie był podporą tej rodziny.

Wieczorem Marek zadzwonił do matki. Słyszałam tylko jego stronę rozmowy:

– Mamo… Chciałem zapytać… Dlaczego tak zdecydowałaś?… Tak, wiem… Ale przecież Paweł nigdy nie interesował się rodziną… Rozumiem… Tak… Dobrze…

Odłożył telefon i spojrzał na mnie bezradnie.

– Powiedziała, że Paweł zawsze miał trudniej. Że ja sobie poradzę wszędzie, a on potrzebuje wsparcia.

Poczułam wściekłość. Czy naprawdę można tak dzielić dzieci? Czy to sprawiedliwe?

Przez kolejne dni atmosfera w rodzinie była napięta jak struna. Spotkaliśmy się wszyscy na imieninach Heleny. Paweł przyszedł z Anią i ich córką Mają. Od razu zaczęli rozmawiać o planach remontu mieszkania.

– Myślę, że wyburzymy ścianę między kuchnią a salonem – mówiła Ania głośno, tak żeby wszyscy słyszeli.

Marek milczał przez całe spotkanie. Widziałam, jak bardzo go to boli. Po powrocie do domu wybuchnął:

– Mam dość! Całe życie byłem tym „silnym”, a teraz zostałem z niczym! Nawet nie mogę spojrzeć Pawłowi w oczy!

Próbowałam go pocieszyć:

– Przecież domek nad jeziorem też jest coś wart…

– Ale to ruina! Tam nawet prądu nie ma! – krzyknął Marek.

Nie wiedziałam już, co powiedzieć. Czułam się bezsilna wobec tej niesprawiedliwości.

Kilka dni później zadzwoniła do mnie Helena.

– Chciałam ci powiedzieć… Wiem, że Marek jest rozczarowany. Ale musisz go wspierać. On zawsze był silny…

– Może właśnie dlatego potrzebuje teraz wsparcia najbardziej? – odpowiedziałam ostro.

Helena milczała przez chwilę.

– Może masz rację… Ale już podjęłam decyzję.

Odkładając słuchawkę poczułam żal i bezsilność. Czy naprawdę nie można było tego zrobić inaczej?

Zaczęliśmy z Markiem rozważać sprzedaż domku letniskowego. Pojechaliśmy tam w sobotę obejrzeć nieruchomość. Domek stał pusty od lat – wilgoć na ścianach, dziurawe okna, pajęczyny w kątach. Marek usiadł na starym tarasie i spojrzał na jezioro.

– Może to znak? Może powinniśmy tu coś zmienić? Zbudować coś własnego?

Poczułam łzy pod powiekami. Może rzeczywiście lepiej zacząć od nowa?

Ale potem wróciły myśli o niesprawiedliwości. O tym, jak łatwo można zranić drugiego człowieka jednym podpisem pod testamentem.

Minęły tygodnie. Paweł już urządzał swoje nowe mieszkanie. My próbowaliśmy pogodzić się z losem. Ale rany zostały.

Czasem zastanawiam się: czy rodzina naprawdę jest najważniejsza? Czy można wybaczyć taką niesprawiedliwość? A może każdy z nas musi znaleźć własną drogę do szczęścia?

Co wy byście zrobili na naszym miejscu?