Dlaczego moja mama i teściowa nie potrafią uszanować pragnień mojej córki?

– Znowu to samo, mamo! – wykrzyknęłam, widząc jak moja mama wyciąga z torby kolejną lalkę w krakowskim stroju. Stałam w kuchni, ścierając ręce o fartuch, a moja córka Lena patrzyła na nas z kąta, wyraźnie spięta. – Przecież mówiłam ci już tyle razy, że Lena nie lubi lalek! Ona woli klocki, puzzle, książki o kosmosie…

Mama spojrzała na mnie z wyrzutem, jakby to ja byłam tą upartą. – Ależ dziecko, każda dziewczynka powinna mieć lalki. To tradycja! Ja miałam ich całe mnóstwo i zobacz, jak dobrze mi to zrobiło. – Uśmiechnęła się do Leny, próbując wręczyć jej prezent. Lena odsunęła się jeszcze bardziej.

W tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi. Otworzyłam i zobaczyłam teściową, panią Halinę, z szerokim uśmiechem i… kolejną torbą. – Przyniosłam coś dla mojej wnuczki! – oznajmiła radośnie. Z torby wyciągnęła drewnianego konika na biegunach. – To ręczna robota, tradycyjna zabawka z Podhala! Każde dziecko powinno mieć takiego konika.

Poczułam, jak narasta we mnie frustracja. – Pani Halino, Lena naprawdę nie przepada za takimi zabawkami. Prosiła o zestaw do eksperymentów albo książkę o planetach…

Teściowa spojrzała na mnie z politowaniem. – Dzieci nie wiedzą, co dla nich dobre. Trzeba je uczyć tradycji, a nie tych nowomodnych głupot.

Lena stała nieruchomo, przyglądając się całej scenie. Widziałam w jej oczach łzy. – Mamo… czy mogę już iść do swojego pokoju? – zapytała cicho.

Pokiwałam głową i patrzyłam, jak znika za drzwiami. W kuchni zapadła niezręczna cisza. Obie babcie patrzyły na mnie z wyrzutem, jakbym była winna temu, że ich wnuczka nie spełnia ich oczekiwań.

– Może przesadzasz z tym pozwalaniem jej na wszystko – odezwała się mama po chwili. – Dzieci potrzebują granic.

– A może to wy przesadzacie z narzucaniem jej swoich wyobrażeń? – odpowiedziałam ostrzej, niż zamierzałam. – Lena jest indywidualistką. Ma swoje pasje i marzenia. Dlaczego nie możecie tego zaakceptować?

Mama wzruszyła ramionami. – Boję się, że wyrośnie na dziwaka.

Teściowa dodała: – Albo na samotniczkę. Dziewczynki powinny bawić się lalkami i uczyć opiekuńczości.

Zacisnęłam pięści pod stołem. Ile razy jeszcze będę musiała tłumaczyć im to samo? Ile razy jeszcze Lena będzie musiała czuć się winna za to, kim jest?

Wieczorem usiadłam na łóżku obok Leny. Trzymała w rękach swoją ulubioną książkę o planetach, ale nie czytała jej – patrzyła w okno.

– Przepraszam cię, kochanie – powiedziałam cicho. – Wiem, że to trudne.

Lena wzruszyła ramionami. – Czemu babcie mnie nie słuchają? Czemu zawsze przynoszą mi rzeczy, których nie chcę?

Przytuliłam ją mocno. – Bo czasem dorośli myślą, że wiedzą lepiej. Ale ja cię słyszę i rozumiem.

W nocy długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, analizując każdy szczegół dzisiejszego dnia. Czy naprawdę robię coś źle? Czy powinnam bardziej stanowczo postawić granice babciom? A może to ja jestem zbyt nowoczesna i nie doceniam wartości tradycji?

Następnego dnia postanowiłam porozmawiać z mężem. Michał siedział przy stole z kubkiem kawy i laptopem.

– Musimy coś zrobić z naszymi mamami – zaczęłam bez ogródek.

Spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem. – Wiem… Ale one są uparte jak osły. Myślą, że robią dobrze.

– Ale Lena cierpi przez to! Nie chcę, żeby czuła się gorsza tylko dlatego, że nie lubi lalek czy koników na biegunach.

Michał westchnął ciężko. – Pogadam z mamą. Ty spróbuj jeszcze raz z twoją.

Wieczorem zadzwoniłam do mamy. Rozmowa była trudna. Mama płakała, mówiła, że czuje się odrzucona przez wnuczkę i przeze mnie. Że świat się zmienia za szybko i ona już nie nadąża.

– Mamo, ja cię kocham i Lena też cię kocha. Ale ona jest inna niż ty czy ja w jej wieku. Proszę cię tylko o jedno: spróbuj ją poznać taką, jaka jest.

Po tej rozmowie długo siedziałam w ciszy. Czułam ulgę i smutek jednocześnie. Wiedziałam, że to dopiero początek zmian.

Kilka dni później przyszła mama z książką o astronomii dla Leny. Było mi tak ciepło na sercu, kiedy zobaczyłam uśmiech mojej córki.

Ale teściowa nadal przynosiła tradycyjne zabawki i powtarzała swoje argumenty o „prawdziwym dzieciństwie”. Konflikt trwał dalej.

Czasem zastanawiam się: czy naprawdę tak trudno jest zaakceptować inność własnego dziecka czy wnuczki? Czy tradycja musi zawsze wygrywać z indywidualnością? Może kiedyś znajdziemy wspólny język… Ale ile łez musi jeszcze popłynąć?