Uciekłam sprzed ołtarza z przyjacielem z dzieciństwa – bo mój narzeczony upił się na własnym weselu

– Gdzie on jest?! – krzyknęła mama, rozglądając się nerwowo po sali weselnej. Stałam w białej sukni, dłonie miałam lodowate, a serce waliło mi jak młot. Wszyscy goście już czekali, orkiestra zaczęła grać marsz Mendelssohna, a mój narzeczony… zniknął.

Wiedziałam, gdzie go szukać. Wysunęłam się niepostrzeżenie z tłumu i pobiegłam na zaplecze restauracji. Tam, wśród pustych skrzynek po piwie i zapachu smażonego schabu, siedział Paweł – mój przyszły mąż. Głowa oparta o ścianę, koszula rozpięta, a obok niego dwie puste butelki po wódce.

– Paweł! Co ty robisz?! – syknęłam przez zaciśnięte zęby.

Podniósł na mnie zamglone oczy. – Kocham cię, Martyna… – bełkotał. – Ale to wszystko mnie przerasta…

Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. To nie był pierwszy raz. Przez ostatnie miesiące Paweł coraz częściej zaglądał do kieliszka. Tłumaczył się stresem, problemami w pracy, ale zawsze kończyło się tak samo: obietnice poprawy, przeprosiny i kolejne rozczarowanie.

Wróciłam na salę. Mama złapała mnie za rękę:
– Co się dzieje? Goście czekają! Ojciec już się denerwuje!

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Wtedy zobaczyłam Bartka – mojego przyjaciela z dzieciństwa. Stał pod ścianą, ubrany skromnie, ale jego spojrzenie było pełne troski. Zawsze był obok, odkąd pamiętam: razem budowaliśmy szałasy na działce dziadków, razem płakaliśmy po śmierci mojego psa, razem śmialiśmy się do łez na studiach.

Bartek podszedł do mnie i cicho zapytał:
– Chcesz stąd uciec?

Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Przez chwilę miałam ochotę go uderzyć za to pytanie – przecież to mój ślub! Ale potem poczułam ulgę. Może właśnie tego potrzebowałam?

Wybiegliśmy tylnym wyjściem. Słyszałam jeszcze krzyki mamy i przekleństwa ojca Pawła. Bartek otworzył drzwi swojego starego fiata i ruszyliśmy przed siebie.

– Co teraz? – zapytałam cicho.

– Teraz jesteś wolna – odpowiedział spokojnie.

Przez kilka godzin jechaliśmy bez celu. W końcu zatrzymaliśmy się nad jeziorem pod Olsztynem. Siedzieliśmy na pomoście, patrząc na zachód słońca.

– Myślisz, że zrobiłam dobrze? – spytałam.

Bartek milczał przez chwilę.
– Zrobiłaś to, co musiałaś. Paweł cię nie szanował. Zasługujesz na coś lepszego.

Zadzwoniła mama. Nie odebrałam. Potem przyszły SMS-y: „Jak mogłaś nas tak upokorzyć?”, „Co ludzie powiedzą?”, „Wracaj natychmiast!”.

Poczułam się winna. Całe życie byłam tą grzeczną córką: dobre oceny, studia prawnicze, żadnych skandali. Teraz to ja byłam tematem plotek w całej okolicy.

Bartek zabrał mnie do swojej babci na wieś pod Szczytnem. Tam przez kilka dni ukrywałam się przed światem. Babcia Hania przyjęła mnie jak własną wnuczkę:
– Dziecko, lepiej uciekaj przed pijakiem niż potem płacz przez całe życie.

Wieczorami siedzieliśmy z Bartkiem przy kominku i rozmawialiśmy o wszystkim: o marzeniach, o straconych szansach, o tym, jak bardzo boję się wrócić do domu.

W końcu zadzwonił Paweł. Był trzeźwy, głos miał załamany:
– Martyna… przepraszam… Nie wiem, co we mnie wstąpiło… Wróć do mnie…

Nie odpowiedziałam od razu. Przez kilka dni ważyłam każde słowo. W końcu napisałam mu długiego SMS-a: „Nie mogę być z kimś, kto wybiera alkohol zamiast mnie. Potrzebuję kogoś, kto mnie szanuje i kocha naprawdę.”

Rodzina długo nie mogła mi wybaczyć tej decyzji. Mama płakała tygodniami, ojciec przestał się do mnie odzywać. Ciotki szeptały za moimi plecami: „Taka ładna dziewczyna, a taka głupia…”.

Bartek był przy mnie każdego dnia. Pomagał mi znaleźć nową pracę w Olsztynie, wynająć kawalerkę i zacząć wszystko od nowa.

Po roku spotkaliśmy się przypadkiem z Pawłem na rynku w Mrągowie. Był już z inną kobietą, ale wyglądał na zmęczonego życiem.

– Żałujesz? – zapytał Bartek pewnego wieczoru.

Spojrzałam mu w oczy i uśmiechnęłam się przez łzy:
– Nie wiem… Może czasem tęsknię za tym spokojem i przewidywalnością… Ale wolę być szczęśliwa niż grzeczna.

Czasem zastanawiam się: czy można wybaczyć sobie złamane serca innych ludzi dla własnego szczęścia? Czy lepiej żyć dla siebie czy dla oczekiwań rodziny? Co wy byście zrobili na moim miejscu?