„Odkryłam testament mamy na jej szafce nocnej”: Teraz wybaczenie wydaje się niemożliwe

– To niemożliwe… – szeptałam, trzymając w rękach pożółkłą kartkę, którą znalazłam na szafce nocnej mamy. Palce mi drżały, a serce waliło jak oszalałe. Testament. Słowo, które zawsze wydawało mi się odległe, teraz stało się moją rzeczywistością. Przeczytałam go trzy razy, zanim dotarło do mnie, co tam naprawdę stoi: „Wszystko przekazuję mojej córce Zofii.”

– Anka, co tam masz? – usłyszałam za plecami głos Zosi. Stała w drzwiach, oparta o framugę, z tym swoim spokojem, który zawsze mnie irytował. – Przeszukujesz rzeczy mamy?

– Znalazłam… testament – odpowiedziałam cicho, nie mogąc oderwać wzroku od podpisu mamy. – Wszystko jest dla ciebie.

Zosia zbladła. Przez chwilę patrzyła na mnie bez słowa, potem podeszła i wyrwała mi kartkę z rąk.

– To musi być pomyłka – powiedziała szybko. – Mama nigdy by cię nie pominęła.

Ale przecież to było czarno na białym. Nie mogłam oddychać. Przez głowę przelatywały mi obrazy z dzieciństwa: jak mama tuliła nas obie po kłótni, jak dzieliła czekoladę na równe części, jak powtarzała: „Jesteście dla mnie tak samo ważne.”

A teraz? Teraz zostałam z niczym.

Przez kolejne dni chodziłam jak cień. Unikałam Zosi, nie odbierałam telefonów od ciotki Haliny, która dopytywała o pogrzeb i sprawy spadkowe. W domu czuć było napięcie jak przed burzą. Ojciec od lat nie żył, więc zostałyśmy tylko my dwie.

Wieczorami leżałam w łóżku i analizowałam każdy szczegół ostatnich miesięcy. Czy zrobiłam coś złego? Czy mama była na mnie zła? Przypomniałam sobie naszą ostatnią rozmowę: pokłóciłyśmy się o to, że nie przyjechałam na jej imieniny. Byłam wtedy zawalona pracą w szpitalu, dyżur gonił dyżur. Mama powiedziała tylko: „Zawsze masz coś ważniejszego.”

Może wtedy podjęła decyzję?

Zosia próbowała ze mną rozmawiać. – Anka, musimy to wyjaśnić. Może mama nie zdążyła zmienić testamentu? Może to stary dokument?

Ale ja nie chciałam słuchać. Widziałam tylko niesprawiedliwość. Zosia zawsze była tą „lepszą”: spokojna, opanowana, z mężem i dwójką dzieci, domem pod Warszawą. Ja – wieczna singielka, wiecznie w pracy, wiecznie w biegu.

W końcu przyszedł dzień odczytania testamentu u notariusza. Siedziałyśmy obok siebie w zimnym gabinecie, a ja czułam się jak intruz we własnej rodzinie.

– Pani Anna i pani Zofia? – zapytał notariusz.

– Tak – odpowiedziałyśmy jednocześnie.

Notariusz przeczytał dokument powoli, wyraźnie. Wszystko dla Zofii. Ani słowa o mnie.

Po wszystkim Zosia próbowała mnie objąć. – Anka…

Odsunęłam się gwałtownie. – Nie dotykaj mnie! Wiedziałaś o tym?

– Przysięgam, nie miałam pojęcia! – łzy napłynęły jej do oczu.

Wybiegłam na ulicę i dopiero wtedy pozwoliłam sobie na płacz. Czułam się zdradzona przez własną matkę i siostrę.

Przez kolejne tygodnie unikałam rodziny. Nie odbierałam telefonów od Zosi, nie jeździłam na grób mamy. W pracy byłam opryskliwa, zamknięta w sobie. Nawet koleżanka z oddziału zapytała: – Anka, co się z tobą dzieje?

Nie umiałam odpowiedzieć.

W końcu Zosia przyszła do mnie do szpitala. Stała pod dyżurką z bukietem tulipanów.

– Musimy porozmawiać – powiedziała stanowczo.

Nie miałam siły się kłócić. Poszłyśmy do szpitalnej kawiarni.

– Mama zostawiła mi list – zaczęła Zosia drżącym głosem. – Napisała go kilka miesięcy przed śmiercią. Prosiła, żebym ci go przekazała… ale bałam się twojej reakcji.

Podała mi kopertę. Otworzyłam ją powoli.

„Anka,
Jeśli to czytasz, znaczy że mnie już nie ma. Wiem, że możesz być zraniona moją decyzją… Ale chciałam cię chronić przed problemami finansowymi po mojej śmierci. Twój ojciec zostawił długi, o których nie wiedziałaś. Wszystko zapisałam Zosi, bo ona ma męża i dzieci – łatwiej im będzie sobie poradzić razem. Ty jesteś silna i niezależna… Wiem, że dasz sobie radę.
Kocham cię tak samo mocno jak Zosię.
Mama”

Łzy spływały mi po policzkach. Przez chwilę nie mogłam złapać tchu.

– Dlaczego mi tego nie powiedziałaś od razu? – zapytałam Zosię przez łzy.

– Bałam się… że mnie znienawidzisz.

Patrzyłyśmy na siebie długo w milczeniu. W końcu Zosia ścisnęła moją dłoń.

– Chcę podzielić się z tobą wszystkim – powiedziała cicho.

Nie odpowiedziałam. Nie wiedziałam, czy potrafię wybaczyć mamie i siostrze. Może kiedyś…

Dziś patrzę na zdjęcie mamy i zastanawiam się: czy naprawdę można wybaczyć wszystko? Czy czas leczy każdą ranę? Co wy byście zrobili na moim miejscu?