Nie potrafiłam odmówić kuzynce: Jak odzyskałam swoją ulubioną książkę i co mnie to nauczyło
— Zosiu, mogę pożyczyć tę książkę? — usłyszałam głos Wiktorii, kiedy jeszcze trzymałam w rękach „Cień wiatru” Carlosa Ruiza Zafóna. Byliśmy właśnie po obiedzie u babci, a gwar rodzinnych rozmów powoli cichł. Wiktoria, córka siostry mojej babci, zawsze wydawała mi się kimś obcym — widywałyśmy się tylko na święta, a nasze rozmowy ograniczały się do grzecznościowych pytań o szkołę czy studia. Tym razem jednak coś się zmieniło. Może to przez to, że zobaczyła mnie z książką, a może po prostu chciała nawiązać kontakt.
Zawahałam się. To była moja ulubiona książka, zaczytana do granic możliwości, z notatkami na marginesach i zakładkami w postaci starych biletów tramwajowych. Była dla mnie czymś więcej niż tylko powieścią — była wspomnieniem samotnych wieczorów, kiedy światło lampki rozpraszało mrok i koiło nerwy po trudnych dniach. Chciałam powiedzieć „nie”, ale słowa ugrzęzły mi w gardle. Przecież to tylko książka, mówiłam sobie w myślach. Przecież to rodzina.
— Jasne, tylko… bardzo ją lubię — wydukałam niepewnie, podając jej tom. Wiktoria uśmiechnęła się szeroko i od razu zaczęła przeglądać strony, nie zauważając nawet mojej niepewności.
Przez kolejne tygodnie nie mogłam przestać o tym myśleć. Każda próba napisania do niej wiadomości kończyła się usunięciem tekstu. „Hej, mogłabyś oddać mi książkę?” — brzmiało zbyt nachalnie. „Cześć! Jak tam lektura?” — za bardzo udawało zainteresowanie. Czułam się jak dziecko, które boi się upomnieć o swoją zabawkę. W domu rodzice śmiali się ze mnie: — Zosiu, przecież to tylko książka! Ale dla mnie to była sprawa honoru i… trochę też dumy.
Minął miesiąc. Potem drugi. Wiktoria nie odzywała się ani słowem o książce. Zbliżały się święta Wielkanocne i wiedziałam, że znów ją zobaczę u babci. Przez kilka dni przed spotkaniem chodziłam jak na szpilkach. Wyobrażałam sobie różne scenariusze: może odda mi książkę bez słowa? Może powie, że zgubiła? A może nawet nie przyjdzie?
W końcu nadszedł ten dzień. Siedziałam przy stole, udając zainteresowanie rozmową o polityce, kiedy Wiktoria weszła do pokoju. Uśmiechnęła się do wszystkich, a potem usiadła naprzeciwko mnie. Przez chwilę nasze spojrzenia się spotkały — poczułam ukłucie w żołądku.
— Cześć Zosiu! — powiedziała z entuzjazmem. — Wiesz co, ta książka…
Zamarłam.
— …jest niesamowita! Nie mogłam się oderwać! — dokończyła z błyskiem w oku.
— Cieszę się — odpowiedziałam cicho, ale w środku gotowałam się ze złości i frustracji.
Przez resztę dnia próbowałam zebrać się na odwagę, żeby poprosić ją o zwrot. Ale za każdym razem, gdy już miałam otworzyć usta, ktoś przerywał rozmowę albo zmieniał temat. W końcu babcia poprosiła mnie o pomoc w kuchni.
— Zosiu, co się dzieje? — zapytała cicho, kiedy kroiłyśmy warzywa.
— Nic… Po prostu… Pożyczyłam Wiktorii moją ulubioną książkę i nie wiem, jak ją poprosić o zwrot — przyznałam zawstydzona.
Babcia spojrzała na mnie z troską.
— Czasem trzeba być odważnym nawet wobec rodziny. Jeśli coś jest dla ciebie ważne, masz prawo o to zawalczyć.
Te słowa dźwięczały mi w głowie przez resztę dnia. Kiedy wszyscy szykowali się już do wyjścia, podeszłam do Wiktorii.
— Wiktorio…
Odwróciła się do mnie z uśmiechem.
— Tak?
— Czy mogłabyś oddać mi tę książkę? Bardzo mi na niej zależy.
Na chwilę spoważniała.
— Ojej! Przepraszam cię, zupełnie zapomniałam! Leży u mnie na biurku. Przywiozę ci ją jutro albo pojutrze!
Poczułam ulgę, ale też lekkie rozczarowanie — tyle tygodni stresu przez jedno proste pytanie?
Minęły dwa dni. Wiktoria rzeczywiście zadzwoniła do drzwi mojego mieszkania i wręczyła mi książkę. Była trochę bardziej zniszczona niż wcześniej — kilka nowych zagięć na okładce i plama po kawie na jednej ze stron. Uśmiechnęła się przepraszająco.
— Przepraszam za te ślady… Ale naprawdę była świetna.
Podziękowałam jej i zamknęłam drzwi. Przez chwilę patrzyłam na książkę w dłoniach i poczułam mieszankę radości oraz smutku. Z jednej strony odzyskałam coś ważnego, z drugiej — już nigdy nie będzie taka sama.
Wieczorem długo nie mogłam zasnąć. Myślałam o tym, jak trudno było mi postawić granicę nawet wobec kogoś z rodziny. Dlaczego tak często boimy się upomnieć o swoje? Czy naprawdę warto poświęcać własny spokój dla cudzej wygody? Może czasem trzeba nauczyć się mówić „nie”, nawet jeśli to tylko książka… albo aż książka.