Spotkanie po latach, które zmieniło wszystko: Jak straciłem Magdę przez własne błędy
— Znowu nie zjesz kolacji? — głos Magdy drżał, choć starała się brzmieć zwyczajnie. Stała w kuchni, oparta o blat, a jej oczy śledziły każdy mój ruch.
— Nie jestem głodny — rzuciłem przez ramię, zdejmując płaszcz. — Miałem ciężki dzień w pracy.
To była nasza codzienność od miesięcy. Wracałem późno, unikałem rozmów, a kiedy Magda próbowała się do mnie zbliżyć, zamykałem się w sobie. Wmawiałem jej i sobie, że to tylko stres, że wszystko minie. Ale prawda była inna — i ona to czuła.
Pewnego wieczoru, kiedy wróciłem do domu jeszcze później niż zwykle, Magda czekała na mnie w salonie. Światło lampki rzucało cienie na jej twarz, a w oczach miała coś, czego nie widziałem od dawna — determinację.
— Kamil, powiedz mi prawdę. Czy ty masz kogoś? — zapytała cicho, ale stanowczo.
Zamarłem. Przez chwilę miałem ochotę zaprzeczyć, wykręcić się kolejnym kłamstwem. Ale jej spojrzenie nie pozwalało mi na to.
— To nie tak… — zacząłem nieporadnie.
— To właśnie tak — przerwała mi. — Znam cię lepiej niż myślisz. Wiem, kiedy kłamiesz.
Nie odpowiedziałem. Wyszedłem do sypialni i zamknąłem za sobą drzwi. Tej nocy długo nie mogłem zasnąć. Przewracałem się z boku na bok, słysząc cichy płacz Magdy w salonie. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że to był początek końca.
Kilka dni później spotkałem ją — Agnieszkę. Przypadkiem, w sklepie spożywczym na rogu. Nie widzieliśmy się od liceum. Była moją pierwszą miłością, tą, o której myśli się czasem przed snem, zastanawiając się „co by było gdyby”.
— Kamil? To naprawdę ty? — uśmiechnęła się szeroko, a ja poczułem znajome ukłucie w sercu.
Rozmawialiśmy długo, jakby te wszystkie lata nie istniały. Agnieszka była rozwiedziona, samotna, ale pogodzona z losem. Opowiadała o swoim synu, o pracy w szkole. Ja opowiadałem o Magdzie — choć unikałem szczegółów.
Po tym spotkaniu wróciłem do domu roztrzęsiony. Magda zauważyła od razu.
— Coś się stało? — zapytała z troską.
— Nic ważnego — skłamałem.
Ale od tamtej pory myśli o Agnieszce nie dawały mi spokoju. Zacząłem porównywać ją do Magdy — jej śmiech, sposób mówienia, nawet zapach perfum. Coraz częściej łapałem się na tym, że szukam pretekstu, by wyjść z domu i spotkać Agnieszkę „przypadkiem”.
Magda stawała się coraz bardziej nerwowa. Zaczęła sprawdzać mój telefon, wypytywać o każdy szczegół dnia. Kłóciliśmy się o drobiazgi: o rozrzucone skarpetki, o nieumyte naczynia, o to, że zapomniałem kupić mleko.
Pewnego wieczoru wybuchła awantura.
— Nie poznaję cię! — krzyczała Magda przez łzy. — Gdzie jest ten Kamil, którego kochałam?
— Może już go nie ma! — wyrwało mi się zanim zdążyłem pomyśleć.
Zapadła cisza tak gęsta, że aż bolało. Magda wybiegła z mieszkania i długo nie wracała. Siedziałem wtedy na kanapie i patrzyłem w ścianę. Po raz pierwszy dotarło do mnie, jak bardzo ją ranię.
Następnego dnia próbowałem z nią rozmawiać, przeprosić. Ale ona była już inna — zamknięta w sobie, chłodna. Przestaliśmy ze sobą rozmawiać. Żyliśmy obok siebie jak współlokatorzy.
Wkrótce potem Magda wyprowadziła się do matki. Zostawiła mi kartkę na stole: „Nie potrafię już dłużej walczyć sama”.
Przez kilka tygodni żyłem jak w letargu. Praca przestała mieć znaczenie, spotkania z Agnieszką straciły sens. Dopiero wtedy zrozumiałem, że to Magda była moją rodziną, moim domem.
Próbowałem ją odzyskać. Pisałem wiadomości, dzwoniłem, jeździłem pod dom jej matki. Bez skutku.
Minął rok. Pewnego dnia spotkałem Magdę przypadkiem na ulicy. Szła z jakimś mężczyzną za rękę i śmiała się tak beztrosko, jak nigdy przy mnie przez ostatnie lata naszego związku.
Zatrzymała się na chwilę i spojrzała mi prosto w oczy. W tym spojrzeniu nie było już żalu ani gniewu — tylko spokój i coś na kształt wdzięczności za to, że pozwoliłem jej odejść.
Wróciłem wtedy do pustego mieszkania i długo siedziałem w ciszy. Przeglądałem stare zdjęcia: wspólne wakacje nad Bałtykiem, święta u rodziców Magdy, jej uśmiechniętą twarz przy porannej kawie.
Dopiero wtedy dotarło do mnie, jak bardzo ją kochałem i jak głupio ją straciłem przez własną słabość i tchórzostwo.
Czy można cofnąć czas? Czy gdybym wtedy powiedział prawdę i zawalczył o nas inaczej, wszystko potoczyłoby się inaczej? A może pewnych błędów nie da się już naprawić?
Czasem myślę: ilu z nas budzi się za późno? Ilu z nas traci to, co najważniejsze przez własny strach przed szczerością?