Kiedy Moja Córka Została Wdową, a Jej Córka Nie Pozwalała Jej Ruszyć Dalej – Po Latach Role Się Odwróciły

— Mamo, nie rozumiesz! Tata dopiero co umarł, a ty już chcesz się spotykać z kimś innym? — krzyczała Hania, trzaskając drzwiami mojego mieszkania w bloku na warszawskim Mokotowie.

Patrzyłam na Natalię, moją córkę, która siedziała przy stole z kubkiem zimnej już herbaty. Jej dłonie drżały, a w oczach widziałam tę znajomą mieszankę bólu i bezsilności. Byłam jej matką, ale wtedy czułam się równie bezradna jak ona.

Śmierć Pawła przyszła nagle. Zawał serca podczas porannego joggingu. Miał 42 lata. Natalia została wdową w wieku 39 lat, a Hania straciła ojca mając zaledwie 15. Wszyscy próbowaliśmy jakoś żyć dalej, ale żałoba była jak gruby koc, który dusił nas wszystkich.

Przez pierwsze miesiące Natalia nie wychodziła z domu. Zmuszałam ją do jedzenia, do rozmów, do wyjścia na spacer. Hania zamknęła się w sobie, przestała rozmawiać z matką, a ze mną rozmawiała tylko o szkole i o tym, co na obiad. Czułam, jakbyśmy wszyscy tkwili w jakimś zawieszeniu.

Pewnego dnia Natalia przyszła do mnie z błyskiem nadziei w oczach.
— Mamo, poznałam kogoś. Michał jest wdowcem, rozumie mnie jak nikt inny… — zaczęła nieśmiało.

Ucieszyłam się. Naprawdę. Ale wiedziałam, że Hania tego nie zaakceptuje. I miałam rację. Kiedy Natalia spróbowała przedstawić Michała Hani, ta wybuchła płaczem i uciekła do swojego pokoju.

— Ty go nie kochasz! Ty chcesz tylko zapomnieć o tacie! — wrzeszczała później przez łzy.

Natalia próbowała tłumaczyć:
— Haniu, tata zawsze będzie w moim sercu. Ale ja muszę żyć dalej… — mówiła cicho.

Ale Hania nie chciała słuchać. Przez kolejne miesiące atmosfera w domu była napięta jak struna. Natalia coraz częściej płakała po nocach. Michał odsunął się, nie chcąc być powodem konfliktów.

Z czasem Natalia zaczęła gasnąć. Przestała się uśmiechać, przestała dbać o siebie. Hania zamknęła się w świecie internetu i koleżanek. Ja próbowałam być pomostem między nimi, ale czułam się coraz bardziej bezsilna.

Minęły lata. Hania skończyła liceum i wyjechała na studia do Krakowa. Natalia została sama w dużym mieszkaniu pełnym wspomnień. Michał odszedł na dobre.

Czas leczy rany? Nie zawsze. Czasami tylko je przykrywa kurzem codzienności.

Pewnego dnia zadzwonił telefon.
— Mamo… — usłyszałam głos Natalii — Hania wraca do Warszawy. Rozstała się z narzeczonym… Jest w kiepskim stanie.

Hania miała wtedy 28 lat. Jej narzeczony, Tomek, zostawił ją dla innej kobiety tuż przed ślubem. Hania była załamana. Przez kilka tygodni spała na kanapie u Natalii, nie wychodziła z domu, nie jadła.

Patrzyłam na nią i widziałam tę samą rozpacz, którą kiedyś widziałam u Natalii po śmierci Pawła. Historia zatoczyła koło.

Pewnego wieczoru usiadłyśmy we trzy przy stole. Natalia podała herbatę i powiedziała cicho:
— Wiesz, Haniu… Kiedyś bardzo chciałam być szczęśliwa z kimś innym niż twój tata. Ale ty mi na to nie pozwoliłaś…

Hania spojrzała na nią zaskoczona.
— Myślałam, że cię chronię… Że zdradzasz tatę… — wyszeptała.

— Rozumiem cię teraz lepiej niż kiedykolwiek — powiedziała Natalia — Bo sama patrzę na ciebie i widzę siebie sprzed lat.

Wtedy Hania rozpłakała się i przytuliłyśmy ją obie. Po raz pierwszy od lat poczułam, że jesteśmy rodziną.

Od tego dnia zaczęłyśmy rozmawiać szczerze o wszystkim — o bólu po stracie, o samotności, o tym jak trudno jest ruszyć dalej i pozwolić sobie na szczęście.

Po kilku miesiącach Hania zaczęła wychodzić z domu. Poznała nowych ludzi, znalazła pracę w wydawnictwie i powoli odzyskiwała radość życia. Natalia też zaczęła spotykać się z kimś nowym — tym razem Hania ją wspierała.

Dziś patrzę na moje dziewczyny i wiem jedno: czasem trzeba przeżyć własny dramat, żeby zrozumieć cudzy ból. Życie nie jest sprawiedliwe ani łatwe, ale daje nam szansę na nowy początek — jeśli tylko potrafimy wybaczyć sobie i innym.

Często myślę: ile razy sami blokujemy szczęście bliskich przez własny lęk? Czy potrafimy pozwolić innym żyć po swojemu? A może dopiero wtedy uczymy się prawdziwej miłości?