Miłość, która przyszła za wcześnie: Mój syn chce się ożenić, choć wciąż studiuje

— Mamo, muszę ci coś powiedzieć — głos Kuby drżał, gdy zamykał za sobą drzwi do kuchni. Był już późny wieczór, a ja właśnie kończyłam zmywać naczynia po kolacji. Młodszy syn, Michał, odrabiał lekcje w swoim pokoju, a ja marzyłam tylko o chwili ciszy. Ale spojrzenie Kuby nie zwiastowało niczego dobrego.

— Co się stało? — zapytałam, czując jak serce zaczyna mi bić szybciej. Kuba był zawsze zamknięty w sobie, nieczęsto przychodził z poważnymi rozmowami.

— Chcę się ożenić — powiedział nagle, patrząc mi prosto w oczy. — I chcę, żeby Ola zamieszkała z nami.

Na moment zabrakło mi tchu. Oparłam się o blat, żeby nie upaść. Przez głowę przetoczyła mi się lawina myśli: Kuba ma dopiero 22 lata, studiuje na Politechnice Warszawskiej, ledwo wiązujemy koniec z końcem w naszym dwupokojowym mieszkaniu na Bródnie. Jak on to sobie wyobraża?

— Kuba… — zaczęłam ostrożnie, starając się nie podnieść głosu. — Przecież dopiero co zacząłeś trzeci rok. Skąd ten pośpiech?

— Kocham ją, mamo. Wiem, że to może wydawać się szalone, ale chcemy być razem. Ola jest w ciąży.

To słowo uderzyło mnie jak obuchem. Ciąża. Moje dziecko będzie ojcem. Z trudem powstrzymałam łzy. Przez chwilę miałam ochotę krzyczeć, pytać: „Jak mogłeś być tak nieodpowiedzialny?” Ale widziałam w jego oczach strach i nadzieję jednocześnie.

— Kuba… — szepnęłam tylko. — Przecież nie mamy miejsca. Ledwo mieścimy się we trójkę. Jak wyobrażasz sobie życie we czwórkę? I co ze studiami?

— Poradzę sobie — odpowiedział z uporem. — Mogę pracować wieczorami. Ola też chce dorabiać. Po prostu… nie chcemy być osobno.

Wiedziałam, że nie przekonam go argumentami o pieniądzach czy braku przestrzeni. On już podjął decyzję. Ale ja czułam się jakby ktoś odebrał mi resztki kontroli nad własnym życiem.

Nocą długo nie mogłam zasnąć. Wpatrywałam się w sufit i słuchałam cichego chrapania Michała zza cienkiej ściany. Przypomniałam sobie własną młodość — jak sama zaszłam w ciążę z Kubą mając 19 lat i jak moi rodzice patrzyli na mnie z rozczarowaniem i troską. Czy historia naprawdę musi się powtarzać?

Następnego dnia zadzwoniła mama.

— Coś jesteś nieswoja — zauważyła od razu. — Co się dzieje?

Opowiedziałam jej wszystko, łamiącym się głosem. Usłyszałam westchnienie po drugiej stronie.

— Dziecko… Wiem, że ci ciężko, ale może to właśnie twoja szansa? Może Ola i Kuba będą szczęśliwi? My też ci pomagaliśmy na początku.

Ale ja wiedziałam swoje: rodzice pomagali mi finansowo, ale nigdy nie zaakceptowali do końca moich wyborów. Nie chciałam tego samego dla Kuby.

Wieczorem usiedliśmy wszyscy razem przy stole: ja, Kuba i Michał. Michał był wyraźnie zdezorientowany.

— To znaczy… będziemy mieli dziecko w domu? — zapytał cicho.

Kuba skinął głową.

— Super! — Michał uśmiechnął się szeroko. — Zawsze chciałem mieć kogoś młodszego do zabawy.

Poczułam ukłucie żalu i dumy jednocześnie. Moje dzieci były dla siebie wsparciem, nawet jeśli świat wokół nich walił się w gruzy.

Kilka dni później poznałam Olę. Była drobna, blada i wystraszona. Usiadła na brzegu kanapy i nerwowo bawiła się rękawem swetra.

— Dzień dobry pani… — zaczęła cicho.

— Nie mów do mnie „pani”. Jestem Ania — powiedziałam łagodnie.

Rozmawiałyśmy długo o wszystkim: o jej rodzinie (rodzice nie chcieli jej znać po tym, jak dowiedzieli się o ciąży), o studiach (przerwała je na razie), o planach na przyszłość (nie miała żadnych). Widziałam w niej siebie sprzed lat: zagubioną dziewczynę bez wsparcia.

Zdecydowałam się dać im szansę. Pozwoliłam Oli zamieszkać z nami, choć wiedziałam, że będzie ciężko. Michał oddał im swój pokój i przeniósł się do mnie na rozkładany materac.

Zaczęły się codzienne kłótnie o przestrzeń, hałas i obowiązki domowe. Kuba wracał zmęczony po zajęciach i pracy w barze szybkiej obsługi; Ola była coraz bardziej drażliwa przez ciążę; Michał tęsknił za prywatnością; ja czułam się jak cień we własnym domu.

Pewnego wieczoru usłyszałam przez cienką ścianę płacz Oli i szept Kuby:

— Nie damy rady… To wszystko moja wina…

Chciałam wejść i ich przytulić, ale zatrzymałam się w progu. Musieli sami nauczyć się radzić sobie z problemami.

Wkrótce zaczęły się problemy finansowe: rachunki rosły, jedzenia brakowało pod koniec miesiąca, a ja coraz częściej musiałam prosić rodziców o pomoc. Czułam się upokorzona i bezsilna.

Pewnego dnia wróciłam z pracy i zobaczyłam Olę siedzącą przy stole z listem w ręku.

— Dostałam wiadomość od mamy — powiedziała cicho. — Chce mnie zobaczyć.

Pojechałyśmy razem do jej rodzinnego domu pod Warszawą. Jej matka płakała na widok córki i wnuczki w brzuchu Oli. Po długiej rozmowie zgodziła się pomóc finansowo i zaprosiła ich do siebie na kilka miesięcy.

Kuba długo nie chciał o tym słyszeć, ale w końcu przekonałam go, że to najlepsze rozwiązanie dla wszystkich.

Gdy Ola i Kuba wyprowadzili się do jej rodziców, poczułam ulgę i pustkę jednocześnie. Michał znów miał swój pokój; ja mogłam spokojnie spać; ale dom wydawał się dziwnie cichy.

Czasem zastanawiam się: czy dobrze zrobiłam? Czy powinnam była walczyć bardziej o to, byśmy byli razem? Czy pozwalając im odejść, nie zawiodłam jako matka?

Może każda matka musi kiedyś pozwolić swoim dzieciom dorosnąć — nawet jeśli to boli bardziej niż wszystko inne na świecie.