Wakacje, których nie było – czyli jak kredyt i rodzina mogą zniszczyć marzenia
Już w progu poczułam, że coś jest nie tak – zapach obcego dymu papierosowego w naszym świeżo wyremontowanym mieszkaniu. Zatrzymałam się na chwilę, ściskając klucze tak mocno, że aż bolały mnie palce. W głowie miałam tylko jedno: „Niech to będzie złudzenie, może sąsiad pali na klatce”. Ale kiedy weszłam do środka, zobaczyłam moją teściową, panią Halinę, siedzącą na naszym nowym, jasnym fotelu z papierosem w ręku. Popiół sypał się na podłogę, a ona patrzyła na mnie z wyrazem twarzy, jakby to była jej własność.
– O, wróciłaś już? – rzuciła obojętnie, nie robiąc sobie nic z mojego zszokowanego spojrzenia.
– Mamo, przecież mówiłam, że nie wolno palić w domu! – głos mi zadrżał. – Dopiero co skończyliśmy remont, wszystko jeszcze pachnie nowością…
Westchnęła ciężko i zgasiła papierosa w filiżance po kawie. Poczułam, jak narasta we mnie bezsilność. To miał być nasz azyl, miejsce odpoczynku po miesiącach harówki i walki z bankiem o kredyt na mieszkanie. Miałam nadzieję, że w końcu uda nam się wyjechać na pierwsze od lat wakacje. Ale wszystko zaczęło się sypać szybciej, niż mogłam się spodziewać.
Mój mąż, Tomek, wrócił godzinę później. Zastał mnie szorującą podłogę i teściową rozłożoną na kanapie z pilotem w ręku.
– Kochanie, nie przesadzaj – próbował łagodzić sytuację. – Mama tylko na chwilę…
– Na chwilę? – przerwałam mu. – Miała być tu dwa dni, a mija już trzeci tydzień! Tomek, ja nie dam rady…
Spojrzał na mnie bezradnie. Wiedziałam, że jest między młotem a kowadłem. Jego matka od lat była wdową i zawsze potrafiła wzbudzić w nim poczucie winy. Tym razem jednak czułam, że to ja jestem tą złą – bo śmiem upominać się o własny dom.
Wszystko zaczęło się od tego nieszczęsnego kredytu. Kiedy podpisywaliśmy umowę z bankiem, byliśmy pełni nadziei. Nowe mieszkanie miało być początkiem lepszego życia. Ale rata rosła z miesiąca na miesiąc, a inflacja pożerała nasze oszczędności szybciej niż zdążyliśmy je odkładać. O wakacjach mogliśmy tylko pomarzyć.
Pewnego wieczoru usiedliśmy z Tomkiem przy kuchennym stole. Dzieci spały, a ja czułam się jak cień samej siebie.
– Tomek… Ja już nie mogę. Nie mam siły walczyć o każdy dzień. Twoja mama traktuje mnie jak powietrze, a my nawet nie mamy za co wyjechać nad morze z dziećmi…
– Wiem – powiedział cicho. – Ale co mam zrobić? Przecież nie wyrzucę jej na bruk…
– A ja? Czy ktoś myśli o mnie? O tym, że też mam granice?
Milczał długo. W końcu wyszedł do salonu i włączył telewizor. Poczułam się kompletnie sama.
Następnego dnia zadzwoniła moja mama.
– Aniu, jak tam? Słyszałam od sąsiadki, że Halina u was mieszka…
– Mamo, nie zaczynaj…
– Ale przecież ona zawsze była trudna. Nie możesz pozwolić sobą pomiatać! – Jej głos był stanowczy.
– To nie takie proste… Tomek się boi jej powiedzieć prawdę. A ja już nie mam siły walczyć.
– Aniu, musisz postawić granice. Inaczej nigdy nie będziecie szczęśliwi.
Wieczorem zebrałam się na odwagę. Usiadłam naprzeciwko teściowej i powiedziałam:
– Pani Halino, musimy porozmawiać. To nasze mieszkanie i proszę szanować nasze zasady. Nie chcę już więcej widzieć papierosów w domu.
Spojrzała na mnie z pogardą.
– Za moich czasów młodzi mieli więcej szacunku dla starszych!
– A za moich czasów młodzi mieli prawo do własnego życia – odpowiedziałam cicho.
Tomek wszedł do pokoju w najgorszym możliwym momencie.
– Co tu się dzieje?
– Twoja żona chce mnie wyrzucić! – krzyknęła teściowa.
Zapanowała cisza tak gęsta, że można by ją kroić nożem.
Następne dni były jeszcze trudniejsze. Tomek zamknął się w sobie. Dzieci zaczęły pytać, kiedy pojedziemy nad morze. A ja coraz częściej płakałam po nocach.
W końcu przyszedł dzień zapłaty kolejnej raty kredytu. Konto świeciło pustkami. Zrezygnowałam z wakacji i kupiłam dzieciom dmuchany basen na balkon.
Pewnego wieczoru usiadłam sama na balkonie i patrzyłam na zachodzące słońce nad blokowiskiem.
Czy naprawdę o to chodzi w dorosłym życiu? Czy marzenia zawsze muszą przegrywać z obowiązkami? Czy ktoś jeszcze pamięta o tym, czego pragnie serce?
Może kiedyś znajdę odpowiedź…