Ślub mojej siostry nas podzielił: Odkąd babcia się wprowadziła, wszystko się zmieniło

– Znowu zostawiłaś kubek na stole! – krzyknęła mama, a jej głos odbił się echem po kuchni. Stałam przy zlewie, z rękami zanurzonymi w zimnej wodzie, i poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. To nie był mój kubek. To był kubek babci. Ale nie miałam już siły tłumaczyć, że to nie ja. Od ślubu Ani wszystko się poplątało.

Ania była moją starszą siostrą – tą idealną, zawsze uśmiechniętą, z planem na życie. Wyszła za mąż w czerwcu, w kościele św. Wojciecha, wśród białych róż i łez mamy. Pamiętam, jak trzymałam jej welon, a ona ściskała moją dłoń tak mocno, jakby chciała powiedzieć: „Nie zostawiaj mnie tutaj samej”. Ale zostawiła mnie. Wyprowadziła się do Michała, do nowego mieszkania na drugim końcu miasta. Zostałam ja, mama i tata – i babcia, która wprowadziła się do nas dwa tygodnie po weselu.

Babcia Helena była kobietą z charakterem. Przez całe życie mieszkała sama w starym domu pod Łodzią, ale kiedy zaczęła mieć kłopoty z sercem, mama uznała, że nie może już być sama. – To tylko na chwilę – mówiła wtedy mama. – Dopóki nie poczuje się lepiej. Ale ta „chwila” trwała już pół roku.

Od początku było trudno. Babcia nie chciała jeść naszych obiadów („Za dużo soli!”), nie lubiła telewizji („Same głupoty!”), a wieczorami głośno rozmawiała przez telefon z ciocią Krysią z Gdańska, narzekając na wszystko: na pogodę, na politykę, na nas. Najgorzej było jednak wtedy, gdy zaczynała wspominać dziadka. – Gdyby Jan żył, wszystko wyglądałoby inaczej – powtarzała z goryczą.

Pewnego wieczoru usłyszałam przez drzwi jej pokoju cichy płacz. Chciałam wejść, przytulić ją, powiedzieć coś ciepłego – ale nie potrafiłam. W moim sercu narastał żal. Za to, że muszę dzielić pokój z babcią, bo ona zajęła mój dawny pokój; za to, że mama jest wiecznie zmęczona i rozdrażniona; za to, że tata coraz częściej wraca późno z pracy i zamyka się w swoim gabinecie.

– Dlaczego nie możesz być bardziej jak Ania? – zapytała mnie kiedyś mama podczas kłótni o bałagan w łazience.
– Bo nie jestem Anią! – wykrzyczałam i wybiegłam z domu.

Siedziałam wtedy na ławce przed blokiem i patrzyłam na światła miasta. Czułam się niewidzialna. Nikt nie pytał mnie o zdanie, nikt nie zauważał moich starań. Nawet Ania rzadko dzwoniła – była zajęta swoim nowym życiem. Kiedy już się odezwała, mówiła tylko o tym, jak trudno jest urządzić mieszkanie i jak Michał nie rozumie jej fascynacji ceramiką.

Pewnego dnia wróciłam do domu wcześniej niż zwykle i zobaczyłam babcię siedzącą przy stole z mamą. Obie płakały.
– Nie chciałam być ciężarem – mówiła babcia cicho.
– Mamo… ja po prostu nie daję już rady – odpowiedziała mama drżącym głosem.

Zamarłam w progu. Po raz pierwszy zobaczyłam mamę taką słabą i zagubioną. Przez chwilę miałam ochotę podejść i objąć je obie, ale coś mnie powstrzymało. Może duma? Może strach?

Od tamtej pory atmosfera w domu była jeszcze gorsza. Każdy dzień zaczynał się od pretensji i kończył milczeniem. Tata praktycznie przestał się odzywać. Babcia coraz częściej zamykała się w swoim pokoju i patrzyła przez okno na szare podwórko.

W listopadzie Ania przyszła do nas na obiad. Przyniosła ciasto i uśmiech, który wydawał się sztuczny.
– Jak wam się żyje razem? – zapytała babcię.
– Jak w więzieniu – odpowiedziała babcia bez zastanowienia.
Wszyscy zamilkliśmy.

Po obiedzie Ania pociągnęła mnie do mojego pokoju (a raczej tego, co z niego zostało).
– Co tu się dzieje? – zapytała szeptem.
– Nic… Po prostu wszyscy mają siebie dość.
– Może powinnaś wyjść gdzieś częściej? Spotkać się z kimś?
– Nie rozumiesz… Nie mogę zostawić mamy samej z babcią.

Ania spojrzała na mnie ze współczuciem, ale widziałam w jej oczach ulgę – że to już nie jej problem.

W grudniu babcia zachorowała na zapalenie płuc. Mama prawie nie spała po nocach, a ja pomagałam jej jak mogłam: gotowałam rosół, podawałam leki, zmieniałam pościel. Tata jeszcze bardziej zamknął się w sobie.

W Wigilię siedzieliśmy przy stole w milczeniu. Babcia była blada i słaba, mama miała czerwone oczy od płaczu. Ania przyszła tylko na chwilę; Michał czekał na nią w samochodzie.
– Wszystko będzie dobrze – powiedziała cicho i pocałowała mnie w czoło.
Ale nic nie było dobrze.

Po Nowym Roku babcia trafiła do szpitala. Mama była przy niej codziennie, ja chodziłam po lekcjach z zakupami do domu i gotowałam obiady dla taty. Pewnego wieczoru usiadłam przy stole i rozpłakałam się bezgłośnie. Poczułam się tak bardzo samotna jak nigdy wcześniej.

Kiedy babcia wróciła do domu po dwóch tygodniach, była jeszcze słabsza niż przedtem. Mama wyglądała jak cień samej siebie.
– Musimy coś zmienić – powiedziała pewnego dnia podczas śniadania.
– Może dom opieki? – zaproponował tata cicho.
Babcia spojrzała na niego z wyrzutem.
– Nie oddacie mnie tam! Lepiej już umrzeć!

Zapanowała cisza cięższa niż kiedykolwiek wcześniej.

Wiosną Ania zaszła w ciążę. Mama płakała ze szczęścia przez telefon, a ja poczułam ukłucie zazdrości i żalu. Ania miała swoje życie, swoje szczęście… a ja tkwiłam tu, w tym domu pełnym niedopowiedzeń i wzajemnych pretensji.

Któregoś dnia wróciłam ze szkoły i zobaczyłam mamę siedzącą na podłodze w kuchni. Płakała tak głośno, że aż się przestraszyłam.
– Nie dam już rady… Nie dam rady…
Uklękłam obok niej i objęłam ją mocno.
– Mamo… jestem tu…
Po raz pierwszy od miesięcy poczułam bliskość między nami.

Z czasem nauczyłyśmy się dzielić obowiązki inaczej. Zaczęłyśmy rozmawiać o swoich uczuciach – choć bolało to bardziej niż milczenie. Babcia powoli odzyskiwała siły, ale nigdy już nie była taka jak dawniej. Tata zaczął wychodzić z nami na spacery po parku; czasem nawet żartował przy kolacji.

Ania urodziła córeczkę w sierpniu. Kiedy po raz pierwszy trzymałam małą Zosię na rękach, poczułam coś dziwnego: nadzieję? Tęsknotę za czymś lepszym?

Dziś wiem jedno: rodzina to nie bajka ani reklama świąteczna. To ciągłe kompromisy, ból i radość splecione razem jak nici w starym swetrze babci. Czasem myślę: czy warto było tyle poświęcić? Czy miłość naprawdę wymaga aż tylu wyrzeczeń?

A wy? Czy też czuliście kiedyś, że rodzina jest bardziej więzieniem niż domem? Co wtedy robiliście?