Anioł za Siatką: Opowieść o Stracie i Nadziei

Przez dziurkę w siatce ogrodzenia wysuwa się malutka rączka, sięgając po dojrzałe truskawki. Udaję, że nie widzę, i pielę wokół cebuli, choć serce mi się ściska. — Dzień dobry, ciociu Haniu! — rozlega się cienki głosik Leszka. — Witaj, słoneczko — uśmiecham się, choć w środku czuję ukłucie żalu. — Chodź tu, pomożesz mi zebrać truskawki. Siatka opada, podnoszę jej dolną część i do mnie wchodzi.

Leszek jest synem mojej siostry, Basi. Od kiedy jej mąż odszedł, Basia coraz częściej zamyka się w sobie. Leszek błąka się po podwórku, szukając towarzystwa. Czasem mam wrażenie, że jestem dla niego ważniejsza niż własna matka. Przykucam przy grządce i patrzę na jego drobne paluszki, które z namaszczeniem zbierają czerwone owoce. — Ciociu, a mogę jeszcze jedną? — pyta z nadzieją. — Oczywiście, Leszku. Dla ciebie zawsze znajdzie się miejsce i truskawka.

W oddali słyszę trzask drzwi. Basia wychodzi na ganek, z papierosem w ręku. Jej twarz jest zmęczona, oczy podkrążone. — Leszek! Ile razy mam ci mówić, żebyś nie przeszkadzał cioci? — krzyczy z irytacją. Chłopiec zamiera, patrzy na mnie przerażonym wzrokiem. — Nie przeszkadza mi — odpowiadam spokojnie. — Pomaga mi w ogrodzie.

Basia wzrusza ramionami i wraca do domu. Zawsze była uparta, ale od rozwodu stała się nie do poznania. Pamiętam ją jako uśmiechniętą dziewczynę z długimi warkoczami, która śmiała się z byle powodu. Teraz jej śmiech zgasł. Zostały tylko papierosy i wieczne pretensje.

— Ciociu Haniu, a dlaczego mama jest taka smutna? — pyta Leszek cicho, jakby bał się, że ktoś usłyszy. Zawahałam się. Co mam mu powiedzieć? Że życie czasem boli tak bardzo, że nie chce się wstać z łóżka? Że dorosłość to nie bajka?

— Mama ma teraz trudny czas — mówię ostrożnie. — Ale bardzo cię kocha.

Leszek milknie i dalej zbiera owoce. Widzę, jak bardzo tęskni za matką, której nie ma nawet wtedy, gdy jest obok. Przypomina mi to moje własne dzieciństwo — ojciec pił, matka płakała nocami. Zawsze marzyłam o tym, żeby ktoś mnie przytulił i powiedział: wszystko będzie dobrze.

Wieczorem Basia przychodzi do mnie do kuchni. Siada ciężko na krześle i patrzy na mnie spode łba.

— Hania… ja już nie daję rady — mówi nagle i zaczyna płakać. — On mnie męczy… Wszystko mnie męczy… Nie wiem, co robić.

Podchodzę do niej i obejmuję ją ramieniem. — Basia, musisz się pozbierać dla Leszka. On cię potrzebuje bardziej niż myślisz.

— A jeśli nie potrafię? Jeśli jestem złą matką? — szlocha.

— Nie jesteś zła. Jesteś zmęczona i zagubiona. Ale możesz poprosić o pomoc.

Basia patrzy na mnie z niedowierzaniem, jakby pierwszy raz usłyszała te słowa.

Następnego dnia Leszek znów przychodzi do ogrodu. Tym razem przynosi mi rysunek: ja i on wśród truskawek, a nad nami wielki anioł z rozpostartymi skrzydłami.

— To ty jesteś moim aniołem, ciociu Haniu — mówi poważnie.

Łzy napływają mi do oczu. Przez chwilę czuję się potrzebna jak nigdy wcześniej.

Tego wieczoru długo rozmawiam z Basią o terapii, o wsparciu dla samotnych matek. Ona słucha uważnie, choć widzę strach w jej oczach.

Mijają tygodnie. Basia zaczyna wychodzić z domu, chodzi na spotkania grupy wsparcia. Leszek coraz częściej się uśmiecha. W ogrodzie pojawia się więcej śmiechu niż łez.

Ale pewnego dnia wszystko się zmienia. Dostaję telefon od Basi: — Hania… musisz przyjść… coś się stało z Leszkiem…

Biegnę przez podwórko jak oszalała. Leszek leży na ziemi pod jabłonią, nieprzytomny. Karetka przyjeżdża szybko, ale czas ciągnie się jak wieczność.

W szpitalu lekarze mówią o odwodnieniu i wyczerpaniu organizmu. Basia załamuje się zupełnie.

— To moja wina… Gdybym była lepszą matką… — powtarza bez końca.

Siedzę przy łóżku Leszka całą noc. Trzymam go za rękę i modlę się w myślach: Boże, nie zabieraj mi go…

Rano Leszek otwiera oczy i uśmiecha się słabo.

— Ciociu… śniło mi się, że jesteśmy razem w ogrodzie… i że anioł nas pilnuje…

Płaczę bezgłośnie ze szczęścia.

Po powrocie do domu Basia zaczyna naprawdę walczyć o siebie i syna. Zaczyna terapię, znajduje pracę na pół etatu w sklepie spożywczym. Ja codziennie odbieram Leszka ze szkoły i razem pielimy ogród.

Czasem myślę o tym wszystkim, co nas spotkało: o bólu, stracie i nadziei. Czy można być aniołem dla kogoś innego? Czy wystarczy po prostu być obok?

Może każdy z nas potrzebuje czasem takiego anioła za siatką.