Walka o mojego syna: Spadek, mąż i jego rodzina – historia, która rozdarła moje serce
– Nie rozumiesz, Aniu? To nie są tylko twoje pieniądze! – głos Bartosza odbił się echem od ścian naszej kuchni. Stałam oparta o blat, ściskając filiżankę herbaty tak mocno, że aż bolały mnie palce.
– Bartosz, to spadek po mojej babci. Ona chciała, żebym to ja decydowała, co z nim zrobię – odpowiedziałam cicho, ale stanowczo.
– A ja mówię, że powinniśmy podzielić się z moimi dziećmi. Oni też są rodziną! – krzyknął, a potem odwrócił się na pięcie i wyszedł z kuchni. Zostałam sama z bijącym sercem i poczuciem, że wszystko wymyka mi się spod kontroli.
Nie tak wyobrażałam sobie życie po czterdziestce. Po śmierci babci dostałam mieszkanie w centrum Warszawy i sporą sumę pieniędzy. Myślałam, że to będzie nowy początek – szansa na spokój po latach walki o każdy grosz. Ale nie przewidziałam jednego: że spadek stanie się początkiem końca mojego małżeństwa.
Bartosz miał już dwójkę dorosłych dzieci z poprzedniego małżeństwa – Olę i Michała. Zawsze starałam się być dla nich dobra, choć nie było łatwo. Ich matka, Renata, nigdy nie ukrywała niechęci do mnie. Ale kiedy dowiedzieli się o spadku, nagle zaczęli dzwonić, odwiedzać nas częściej niż kiedykolwiek wcześniej.
– Ciociu Aniu, tata mówił, że może kupimy sobie mieszkanie na Ursynowie? – zapytała Ola pewnego wieczoru przy kolacji. Michał tylko spojrzał na mnie z ukosa i dodał:
– W sumie to sprawiedliwe. Przecież jesteśmy rodziną.
Mój syn, Kuba, miał wtedy 15 lat. Siedział cicho przy stole, dłubiąc widelcem w ziemniakach. Widziałam w jego oczach strach i niepewność. Po kolacji podszedł do mnie i szepnął:
– Mamo, czy oni zabiorą nam dom?
Objęłam go mocno. – Nie pozwolę na to, synku.
Ale czy naprawdę mogłam dotrzymać tej obietnicy?
Z każdym dniem atmosfera w domu gęstniała. Bartosz coraz częściej znikał wieczorami – tłumaczył się spotkaniami z dziećmi albo pracą. Ja coraz częściej płakałam po nocach, nie mogąc zasnąć ze strachu przed tym, co przyniesie jutro.
Pewnego dnia przyszła Renata. Bez zapowiedzi, jakby była u siebie.
– Aniu, porozmawiajmy jak dorosłe kobiety – zaczęła chłodno. – Ola i Michał mają prawo do tego spadku. Bartosz zawsze był odpowiedzialny za swoje dzieci.
– To nie jest ich spadek – odpowiedziałam drżącym głosem.
– Ale jesteś żoną ich ojca! – syknęła. – Myślisz tylko o swoim synu? A co z moimi dziećmi?
Nie wytrzymałam. – Może gdybyś była lepszą matką, nie musiałabym teraz walczyć o swoje dziecko!
Renata wyszła trzaskając drzwiami. Zostałam sama z poczuciem winy i wściekłością na cały świat.
Kuba coraz częściej zamykał się w swoim pokoju. Przestał rozmawiać ze mną i z Bartoszem. W szkole zaczął mieć problemy – nauczycielka zadzwoniła do mnie pewnego dnia:
– Pani Aniu, Kuba jest ostatnio bardzo zamknięty w sobie. Może warto porozmawiać z psychologiem?
Czułam się jak najgorsza matka na świecie.
W końcu postanowiłam działać. Poszłam do notariusza i założyłam fundusz powierniczy dla Kuby – żeby miał zabezpieczenie na przyszłość. Bartosz dowiedział się o tym przypadkiem.
– Jak mogłaś?! – wrzeszczał tej nocy tak głośno, że obudził sąsiadów. – Zdradziłaś mnie! Myślisz tylko o swoim bachorze!
– To mój syn! – krzyknęłam przez łzy. – Ty masz swoje dzieci! Ja mam tylko Kubę!
Następnego dnia Bartosz wyprowadził się do Renaty.
Zostałam sama z synem w pustym mieszkaniu i poczuciem klęski.
Przez kilka tygodni żyliśmy jak duchy. Kuba milczał, ja płakałam nocami do poduszki. Ale powoli zaczęliśmy odbudowywać nasze życie na nowo – bez Bartosza i jego rodziny.
Dziś wiem jedno: czasem trzeba wybrać siebie i swoje dziecko, nawet jeśli oznacza to utratę wszystkiego innego.
Czy mogłam postąpić inaczej? Czy lojalność wobec męża powinna być ważniejsza niż dobro własnego dziecka? Może to ja jestem tą złą? Co wy byście zrobili na moim miejscu?