Prezent, którego nigdy nie chciałam: Moje urodziny i zdrada męża

— Naprawdę nie wiem, jak mam ci to powiedzieć… — głos Michała drżał, a ja patrzyłam na niego z niedowierzaniem, jeszcze z resztką uśmiechu na twarzy po zdmuchnięciu świeczek na torcie. Wokół nas w kuchni unosił się zapach wanilii i świeżo parzonej kawy, a przez okno wpadało ciepłe, czerwcowe światło. To miały być moje trzydzieste urodziny — dzień, który zapamiętam na zawsze. I rzeczywiście, zapamiętam go do końca życia.

— Co się dzieje? — zapytałam, próbując zachować spokój. Michał odsunął się ode mnie na krok, jakby bał się, że dotykając mnie, złamie coś kruchego i nieodwracalnego.

— Muszę ci coś powiedzieć… To nie jest łatwe. — Przełknął ślinę i spojrzał na mnie tymi swoimi szarymi oczami, które kiedyś wydawały mi się najbezpieczniejszym miejscem na świecie. — Będę ojcem.

Na sekundę świat zamarł. Uśmiech zamarł mi na ustach. Przez głowę przebiegła mi myśl: „Przecież nie jestem w ciąży”.

— Ale… — zaczęłam, ale Michał już podniósł rękę.

— Nie z tobą. — Te słowa roztrzaskały się o mnie jak kryształowy kieliszek spadający na marmurową podłogę.

Poczułam, jakby ktoś wyciągnął mi dywan spod nóg. Zrobiło mi się słabo. Usiadłam ciężko na krześle. W głowie dudniło mi jedno pytanie: „Dlaczego?”

Od dziecka traktowano mnie jak księżniczkę z kryształowego pałacu. Tylko najlepsze szkoły, korepetycje, wyjazdy za granicę. Mama powtarzała: „Zasługujesz na wszystko, co najpiękniejsze, nie godź się na byle co”. Tata tylko wzdychał i kiwał głową — jedyna córka. Zawsze miałam być tą idealną, tą, która nigdy nie pozwoli sobie zrobić krzywdy. A teraz? Teraz siedziałam w kuchni własnego mieszkania na warszawskim Mokotowie i słuchałam wyznania mężczyzny, którego kochałam od dziesięciu lat.

— Z kim? — zapytałam cicho, ledwo słysząc własny głos.

— Z Magdą… — Michał spuścił wzrok. — To było tylko kilka razy… Myślałem, że to nic nie znaczy…

Magda. Moja koleżanka z pracy. Bywała u nas na kolacjach, śmiała się z moich żartów, przynosiła wino i opowiadała o swoich randkach. W jednej chwili wszystko nabrało innego znaczenia: jej spojrzenia na Michała, jej dłuższe pożegnania w drzwiach.

— Od kiedy o tym wiesz? — zapytałam już ostrzej.

— Od tygodnia. Magda zadzwoniła… Powiedziała mi dopiero teraz. Nie wiedziałem, jak ci powiedzieć…

Wstałam gwałtownie, krzesło przewróciło się z hukiem. Czułam w sobie gniew i rozpacz jednocześnie. Chciałam krzyczeć, płakać, rzucać talerzami o ścianę. Ale byłam przecież tą dobrze wychowaną dziewczynką z dobrego domu. Zacisnęłam pięści.

— I co teraz? — spytałam przez zaciśnięte zęby.

Michał milczał przez chwilę.

— Nie wiem… Muszę być odpowiedzialny za to dziecko… Ale nie chcę cię stracić…

Zaśmiałam się gorzko.

— Za późno na takie deklaracje! Myślisz, że mogę żyć dalej jak gdyby nigdy nic? Że będziemy udawać szczęśliwe małżeństwo?

Wyszedł bez słowa. Zostawił mnie samą w kuchni pełnej balonów i kwiatów od rodziców. Zadzwoniłam do mamy — zawsze dzwoniłam do niej w trudnych chwilach.

— Mamo… Michał mnie zdradził… Będzie miał dziecko z inną kobietą…

Po drugiej stronie zapadła cisza.

— Kochanie… Wracaj do domu. Przyjedziemy po ciebie z tatą.

Wróciłam do rodzinnego domu w Konstancinie jak zbity pies. Mama tuliła mnie długo, tata milczał i patrzył przez okno. Wieczorem usiedliśmy razem przy stole.

— Wiedziałam, że Michał nie jest dla ciebie — powiedziała mama cicho. — Zawsze był za bardzo pewny siebie…

— Mamo! — przerwałam jej ostro. — To nie jest twoja wina ani twoja zasługa! To moje życie!

Poczułam się nagle jak mała dziewczynka zamknięta w złotej klatce oczekiwań i perfekcji. Przez kolejne dni rodzice próbowali mnie pocieszać: wyjazd do spa, nowa sukienka, kolacje w najlepszych restauracjach Warszawy. Ale ja czułam tylko pustkę i upokorzenie.

Magda napisała do mnie wiadomość:

„Przepraszam. Nie planowałam tego. Jeśli chcesz porozmawiać…”

Nie odpowiedziałam jej nigdy. W pracy wszyscy patrzyli na mnie ze współczuciem albo udawali, że nic się nie stało. Szefowa zaproponowała mi urlop.

Wieczorami leżałam w łóżku i myślałam o tym wszystkim: o dzieciństwie pełnym luksusu i presji bycia najlepszą; o tym, jak bardzo chciałam być kochana za to, kim jestem naprawdę; o tym, jak bardzo bałam się samotności.

Któregoś dnia zadzwonił Michał.

— Mogę przyjechać? Porozmawiać?

Zgodziłam się. Spotkaliśmy się w parku przy naszej ulubionej kawiarni na Powiślu.

— Przepraszam cię za wszystko — powiedział cicho. — Nie wiem, co mam zrobić…

Patrzyłam na niego długo.

— Michał… Ja też nie wiem. Ale wiem jedno: nie chcę być już tą dziewczynką z kryształowego pałacu. Chcę żyć po swojemu. Nawet jeśli to oznacza samotność.

Odszedł powoli, a ja poczułam ulgę pomieszaną ze strachem przed przyszłością.

Dziś mija pół roku od tamtego dnia. Wynajęłam mieszkanie na Żoliborzu, zaczęłam terapię i powoli uczę się być sama ze sobą. Czasem jeszcze boli — zwłaszcza gdy widzę szczęśliwe pary albo słyszę o narodzinach dzieci znajomych. Ale wiem już jedno: nie muszę być idealna ani spełniać cudzych oczekiwań.

Czy można nauczyć się ufać ludziom po takim rozczarowaniu? Czy można jeszcze wierzyć w miłość? Może właśnie teraz zaczynam odkrywać siebie naprawdę.