Tak, taki jestem: Historia Magdy, która utknęła między miłością a zdradą

– Tak już mam, Magda. Taki jestem – powiedział Michał, patrząc na mnie z tym swoim chłodnym spokojem, który kiedyś mnie fascynował, a dziś tylko ranił. W jego oczach nie było cienia żalu. Stał w kuchni, oparty o blat, z kubkiem kawy w dłoni. Ja siedziałam przy stole, ściskając w palcach obrączkę, którą zdjęłam przed chwilą. W powietrzu unosił się zapach świeżo upieczonego chleba i… zdrady.

– I co teraz? – zapytałam cicho, choć odpowiedź znałam od dawna. Michał wzruszył ramionami.

– Nic. Przecież nie zamierzam cię zostawić. Nie zamierzam zostawić dzieci. To tylko… – zawahał się na moment – …to tylko ja. Tak już mam.

Wtedy coś we mnie pękło. Wszystkie przyjaciółki mówiły mi od miesięcy: „Magda, oszalałaś! Jak możesz to znosić?!” A ja… ja sama zdawałam sobie z tego sprawę. Ale nie potrafiłam nic zmienić. Moje uczucia do Michała wygasły dawno temu. Zniknęły gdzieś między praniem, gotowaniem, niewyspaniem i wieczną pracą. Kiedyś biegłam do domu na skrzydłach, ciesząc się na jego widok. Teraz wracałam z pracy powoli, z ciężarem w sercu i głowie pełnej pytań bez odpowiedzi.

Pamiętam dzień, kiedy pierwszy raz poczułam, że coś jest nie tak. Michał wrócił późno, pachniał obcymi perfumami. Uśmiechał się szeroko, ale jego oczy były gdzie indziej. Próbowałam rozmawiać, pytać, ale zawsze zbywał mnie żartem albo milczeniem. Potem zaczęły się te dziwne telefony wieczorami, wiadomości ukrywane pod stołem, wyjazdy „służbowe”, które kończyły się zdjęciami z kolegami na Facebooku.

Przez długi czas udawałam przed sobą, że nic się nie dzieje. Dla dzieci, dla rodziny, dla świętego spokoju. Ale każda noc spędzona samotnie w łóżku była jak kolejny gwóźdź do trumny naszego małżeństwa. Z czasem przestałam nawet płakać – łzy wyschły razem z nadzieją.

Moja mama mówiła: „Magda, kobieta musi być silna. Dla dzieci.” Ale czy siła to znoszenie upokorzenia? Czy to naprawdę jest życie?

W pracy udawałam szczęśliwą. Uśmiechałam się do koleżanek, żartowałam przy kawie. Ale wystarczyło jedno pytanie: „Jak tam Michał?” – i czułam, jak ściska mnie w gardle. Najgorsze były weekendy – wtedy Michał był w domu, ale jakby go nie było. Siedział z nosem w telefonie albo wychodził „na chwilę” do sklepu i wracał po trzech godzinach.

Kiedyś próbowałam go śledzić. Czułam się wtedy jak bohaterka taniego serialu – ukryta za rogiem kamienicy na Pradze, patrzyłam jak wsiada do samochodu z jakąś kobietą. Miała rude włosy i śmiała się głośno. Michał wyglądał przy niej na szczęśliwego.

Wróciłam do domu i przez godzinę patrzyłam w lustro. Kim jestem? Gdzie podziała się ta dziewczyna z marzeniami o wielkiej miłości?

Wieczorem dzieci pytały: „Mamo, czemu jesteś smutna?” Odpowiadałam: „Nie jestem smutna, tylko zmęczona.” Kłamałam im prosto w oczy.

Przyjaciółki próbowały mnie ratować na swój sposób:
– Magda, rzuć go! Znajdziesz kogoś lepszego!
– A jeśli nie znajdę? – pytałam szeptem.
– To będziesz wolna! – przekonywała Kasia.

Ale ja bałam się tej wolności bardziej niż samotności u boku Michała.

Któregoś dnia zebrałam się na odwagę i powiedziałam mu wszystko:
– Wiem o wszystkim. Wiem o tych kobietach. Wiem o twoich kłamstwach.

Spojrzał na mnie bez emocji:
– I co z tego? Przecież cię nie zostawiłem.

To był moment przełomowy. Zrozumiałam wtedy, że dla niego rodzina to wygoda. Dzieci są alibi przed światem. Ja jestem gwarancją obiadu i czystych koszul.

Zaczęłam myśleć o rozwodzie. Ale wtedy pojawiły się schody – mieszkanie na kredyt we frankach, dzieci w podstawówce, moja pensja ledwo starczała na opłaty. Michał zarabiał więcej i wiedział o tym doskonale.

Pewnej nocy usiadłam przy komputerze i zaczęłam szukać pomocy – fora dla kobiet w podobnej sytuacji, grupy wsparcia na Facebooku. Czytałam historie innych Magd – każda inna, ale wszystkie tak samo bolesne.

Zaczęłam chodzić do psychologa. Pierwsza wizyta była jak wyznanie grzechu:
– Boję się odejść – powiedziałam cicho.
Psycholog spojrzała na mnie łagodnie:
– Czego się pani boi najbardziej?
– Że sobie nie poradzę… że dzieci będą cierpieć… że będę sama.

Wróciłam do domu i przez całą noc nie mogłam zasnąć. Michał spał obok spokojnie jak dziecko.

Z czasem zaczęłam dostrzegać drobne rzeczy: uśmiech córki rano przy śniadaniu, zapach kawy parzonej przez syna w niedzielę, promienie słońca wpadające przez okno kuchni. Zrozumiałam, że życie toczy się dalej – nawet jeśli serce boli.

Któregoś dnia Michał wrócił wcześniej niż zwykle. Usiadł naprzeciwko mnie i powiedział:
– Wiesz… może powinniśmy spróbować terapii?
Popatrzyłam na niego długo:
– A chcesz tego naprawdę? Czy tylko boisz się stracić wygodne życie?
Nie odpowiedział.

Dziś wiem jedno: nie jestem już tą samą Magdą co kiedyś. Może jeszcze nie mam odwagi odejść, ale mam odwagę mówić głośno o swoim bólu i samotności.

Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: ile jeszcze jestem w stanie znieść? Czy warto walczyć o coś, co już dawno umarło? Może czas zacząć walczyć o siebie?

A wy… co byście zrobili na moim miejscu?